sobota, 6 maja 2023

Among Us - My Hero Academia



 Baku squad i Deku squad grają po raz kolejny w Among Us.

Work Text:

Czarny - Sero

Biały - Todoroki

Czerwony - Kirishima

Ciemny Zielony – Asui

Jasno Zielony - Midoriya

Pomarańczowy - Bakugo

Żółty – Kaminari

Granatowy – Ilda

Różowy – Mina

Brązowy – Uraraka

🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪

Oczekiwanie na rozpoczęcie było najgorsze. Nawet nikt się nie odzywał bo wiadomo było jak to wszystko ma się skończyć. Ich właśni towarzysze mają ich zdradzić i nastawiać przeciwko sobie. Nie można było ufać nikomu dopóki nie miało się dowodu na niewinność. Dlatego, kiedy w końcu zgasły światła po zapełnieniu statku, wszyscy od razu ruszyli wykonywać swoje zadania. No... Prawie wszyscy. Blondyn spojrzał w stronę swojego przyjaciela z dzieciństwa, który jeszcze sprawdzał co ma do zrobienia.

   - Oi, De-

Nawet nie dokończył wypowiedzi bo w tej chwili do Izuku podeszła ta cholerna flaga kanadyjska. Deku był skupiony na tyle, że niczego nie usłyszał i Todoroki musiał lekko zastukać w ramię mniejszego chłopaka, żeby ten go zauważył. I cholerny brokuł zgodził się na wspólne wykonywanie tasków. Nawet nie zauważył Blondyna aż do chwili, gdy ich dwójka zaczęła ruszać w swoją drogę. Dopiero wtedy wzrok zielonowłosego padł na czerwonookiego i uśmiechnął się promiennie jak to miał w zwyczaju, machając do blondyna na pożegnanie.

   - Powodzenia Kacchan! Do zobaczenia później!

I już ich nie było. Ostatnie co Katsuki ujrzał to chłodny, wyzywający wzrok od tego pieprzonego lodowo-ogniowego gnojka. Blondyn zacisnął zęby żeby nie zacząć się wydzierać. W tej chwili jego groźby nie byłyby zignorowane i przy najbliższym spotkaniu na pewno zostałby wywalony w pieprzony kosmos. Cóż, jedno było pewne : nie ufał temu gnojowi ani trochę. Więc będzie miał na niego oko... I poczeka na odpowiednią okazję.

~ * ~

W końcu dotarli do reaktora i Midoriya mógł wziąć się za wykonywanie swoich zadań. Chciał żeby wykonywali je po równo ale Todoroki uparł się, że swoje zadania wykona, kiedy zielonowłosego będą już skończone. Więc tak, Shoto tylko cały czas go pilnował. Było to bardzo miłe z jego strony prawda? Każdy dałby wszystko za takiego przyjaciela, heh. Zielonowłosy skończył wprowadzać kod cyfrowy i właśnie był w trakcie uruchamiania generatora. Nie znosił tej części bo trzeba było tak dużo przy tym zapamiętywać! Nie żeby miał z tym problemy czy coś – jego pamięć była ponad przeciętna - ale samo oczekiwanie i długość wykonywania tego zadania była upierdliwa. Właśnie wtedy... Zgasły światła. Oznaczać o mogło tylko jedno. Impostor rozpoczął swoje działania. Midoriya obejrzał się za siebie na dwukolorowłosego. W tych ciemnościach jego oczy wydawały się niemal świecić. Na sam widok dostawało się ciarek. Wyższy chłopak chwilę się w niego wpatrywał.

   -   ... Pójdę naprawić światła. Poradzisz sobie chwilę samemu, prawda?

Nawet nie czekał na odpowiedź tylko zaczął odchodzić i znikać w ciemnościach. A-ah. On... Będzie sam. I Shoto też...

   -   U-uważaj na siebie Todoroki-kun!   -   Zawołał za nim.

Chłopak nawet nie odpowiedział. Wydawało się jedynie jakby wydał z siebie jakiś dźwięk potwierdzający jednak to szybko ucichło, razem z odgłosem kroków. Midoriya wrócił do aktywacji reaktora.

~ * ~

Przez chwilę trzymał się z Miną i Denkim bo razem mieli zadania do zrobienia w Adminie. Miał nadzieję, że nie dostanie od nich noża w plecy, w końcu byli to jego przyjaciele... Ale wiedział, że w tej grze nie było co liczyć na zaufanie. Wszystko zależało od tego jaki miało się humorek i zachciankę w danym momencie. Po wyjściu z Admina po zaliczeniu taska z kartą poszedł do Storage i zaczął robić kable. Właśnie kończył, kiedy nagle zgasły światła. Do licha. Kirishima nienawidził tych momentów. Kiedy zapadały ciemności zawsze robił się nerwowy i obawiał się chodzić gdziekolwiek. Dokończył swój task i nadal było ciemno. Nie wiedział czy ktoś pójdzie to naprawić, a że był chyba najbliżej... Westchnął ciężko i ruszył do elektryka. Naprawdę nie chciał tam być ale wiedział, że musiało być to zrobione. Chodzenie w ciemnościach było zbyt ryzykowne. W końcu dotarł do pomieszczenia i zaczął podchodzić do włączników, gdy przy samym celu swojej podróży coś przykuło jego uwagę. A mianowicie : ciało na podłodze. Aż na chwilę go zmroziło. Jasna cholera, nie spodziewał się trafić na ciało. To... Czarny? Biedny Sero. Wbrew pozorom Kirishima nie znajdywał wielu ciał i dlatego właśnie tak długo mu wszystko zajęło. Zwłaszcza, że osobą martwą był jeden z jego ziomków z Baku Squadu. I waśnie to nieprzyzwyczajenie do takich sytuacji okazało się zgubne. Czerwonowłosy nie zdążył zgłosić ciała, w następnej chwili po prostu już go nie było i wylądował na ziemi obok Sero. Ah. Już dawno zapomniał jakie umieranie może być upierdliwe.

~ * ~

To, że Katsuki był zirytowany to mało powiedziane. Najpierw musiał iść do o2 na te durne liście, a później musiał zapierdzielać całą drogę w dół aż do komunikacji do tego dziadowskiego pobierania danych. Ledwo zdążył zrobić i niemal natychmiastowo zrobiło się ciemno jak w dupie. Huh. W sumie... Był to dobry moment żeby wpaść na tamtego drania. Znając życie sam pójdzie naprawić durne światła. Blondyn wyszedł z pomieszczenia i ruszył w lewo korytarzem. Po drodze nie mijał absolutnie nikogo aż do samego elektryka. Serio nikt aż do tej pory nie naprawił tych durnych świateł? Co za beznadzieja. Ale tak to już jak się gra z idiotami. Zdążył podejść kilka kroków, kiedy w końcu dojrzał postać. I oczywiście, że od razu ją rozpoznał.

   -      Oi, ty cholerna flago kanadyj-   -    Urwał w trakcie wypowiedzi.

Bo zaraz obok Todoroki'ego zobaczył dwa ciała. Czary i czerwony... jasna cholera. Kirishima i Sero. Spojrzał zdenerwowany na chłopaka.

   -   Ty pieprzony-!

I w tej właśnie chwili zostało zwołane zebranie. Uraraka zgłosiła ciało Asui w Medbay.

~ * ~

Słowo 'chaotycznie' było zbyt słabe by opisać to co się działo na debatach. Jedno było pewne, nie można się było nudzić. Zwłaszcza, z Bakugo przy głosie.

   -   To ta cholerna miętówka! Stał w elektryku przy ciałach czerwonego i czarnego!

Uraraka nawet nie miała szansy się odezwać bo tych dwoje zaczęło się sprzeczać. Przerywać im musiał Ilda, przypominając o limicie czasowym jaki mieli na rozmowy o zaistniałej sytuacji. Nie zapowiadało się ciekawie, pierwsze zebranie, pierwsze zgaszenie świateł i już trzy trupy.

   -   Nawet nie miałbym czasu żeby tego wszystkiego dokonać. Cały czas byłem z Midoriyą.   -   Powiedział w końcu Todoroki.

Blondyn spojrzał na mniejszego chłopaka, który lekko pokiwał głową.

   -   H-hai... Chodziliśmy razem cały czas. Byliśmy w reaktorze, kiedy zgasły światła i Todoroki-kun postanowił iść ja naprawić...

Mina również miała coś do powiedzenia.

   -   Ej, mi się wydaje, czy Uraraka trzymała się z Asui-chan na początku? I razem miały iść do Medbey.

   -   H-huh? Tak, ale zostawiłam ją na chwilę jak się skanowała. Poszłam wykonać dwuczęściowe zadanie w Upper i Lower Engine, a kiedy wróciłam to już nie żyła...

Teraz odezwać się postanowił Todoroki.

   -   Naprawdę? Myślałem, że byśmy się wtedy mijali ale cię nie widziałem... Może to przez ciemności, byliśmy za daleko od siebie...

   -   Zamknij się flago kanadyjska! Ty jesteś tu u mnie podejrzanym numer jeden, nawet jeśli głupi Deku się za tobą wstawia!

   -   Kacchan...!

Nie było czasu. Zapanował jeszcze większy chaos i nastąpiła chwila w której stres sytuacji sięgnął zenitu. Wszyscy zagłosowali w jednym momencie. Gdyby tylko Bakugo oddał swój głos na skip zamiast na Todoroki'ego... Uraraka nie zostałaby wyrzucona w kosmos. Po zakończeniu głosowania nastała grobowa cisza i przez chwilę nikt nie ruszał się ze swoich miejsc. Mieli jeszcze jednego Impostora do wyrzucenia. Albo nadal dwóch jeśli Uraraka faktycznie nim nie była. Do licha. Wszyscy zaczęli się ponownie powoli rozchodzić do dalszego wykonywania tasków. Jednak tym razem do Izuku ponownie ktoś podszedł.

   -   Hej Midoriya! Mogę w tej połówce pobyć z tobą? - Zapytała różowa.

Huh. Zerknął w stronę Todoroki'ego. Nie chciał go zostawiać zwłaszcza, że jako pierwszy zaproponował mu wspólne wędrówki ale... może w ten sposób będzie miał okazję żeby w końcu zrobić trochę swoich tasków? Sam chłopak nie wydawał się mieć z tym problemów. Pożegnał się grzecznie i odszedł w swoją stronę, a Izuku i Mina ruszyli w swoją.

~ * ~

Dalsza część zadań była wbrew pozorom była nawet całkiem przyjemna. Rozmawiali sobie razem z Miną i trochę nawet pożartowali, wspólnie zastanawiając się nad tym, kto może być Impostorem. Razem naprawili też w końcu światła w elektryku, w końcu we dwoje raźniej... Nawet jeśli ryzykowniej. Kilka razy się również rozdzielali, żeby szybciej zrobić swoje taski. Właśnie był sam w adminie przy tasku z poruszającymi się obręczami, które trzeba było złapać we właściwym miejscu i unieruchomić. Istne upierdlistwo jeśli go zapytać o zdanie. Był już tak blisko zakończenia ale... Przez pewną małą sprawuszkę musiał nagle się odwrócić.

   -   Deku.

O mało co nie dostałby zawału, serio. blondyn był zaraz za nim, tak diabelnie blisko, że to aż stresujące. 

   -   H-hai Kacchan...?

   -   Trzymaj się z dala od tego drania i wszystko będzie dobrze.

   -   Eh?

To... Co?  Blondyn tak po prostu rzucił wypowiedzią i nawet nic więcej nie wyjaśniał, zwyczajnie się odwrócił i zaczął wychodzić.

   -   C-czekaj, co- Kacchan!

Ale blondyna już nie było.  Ostatnie co zielonowłosy zobaczył to jak czerwonooki skręca w lewo. Eh. I co on miał zrobić? Nie miał zielonego pojęcia o co mu znowu chodziło. Wrócił do wykonywania tasku, w którym musiał zrobić wszystko od początku. Kiedy w końcu mu się udało opuścił pomieszczenie i wyszył w stronę Shields. Zostało mu ostatnie zadanie do wykonania. Po drodze trafił w korytarzu na Minę przelotnie. Szła do Storage bo podobno Bakugo chciał jej coś pokazać? Zważywszy na to co działo się w tej grze i czego można było się spodziewać... Nie było wiadomo czy się martwić czy nie. Ani tym bardziej : o kogo.

~ * ~ 

 Ponownie z Miną spotkali się dopiero chwilę przed tym zanim po raz drugi zgasły światła. Nawet całkiem mądry sposób działania. Nieprzyjaciel wolał pozbawić ich wzroku na większą skalę zamiast wywoływać niepotrzebne awarie. Byli już w połowie drogi do elektryka, mijając kogoś po drodze, kiedy nagle światła zostały naprawione. Huh. Czyli jednak obeszło się dobrze. Całe szczęście. Poszli razem do Admina przez co zwołane zostało kolejne zebranie.

   -     Ilda-kun był w Adminie...

   -   Jasny gwint! Mido-kun, mijaliśmy kogoś jak szliśmy naprawić światła! Tylko kto to był?!

   -   N-nie mam pojęcia Mina. Z tego całego stresu o konieczność naprawy nie zwróciłem na tyle uwagi, żeby zapamiętać...

Kolejne zebranie było bez owocne. Nie było żadnych podejrzanych nawet jeśli Bakugo nadal upierał się o zagłosowanie na Todoroki'ego. Co prawda nikt nie został wyrzucony bo większość postanowiła wybrać skip ale dwie osoby oddały swoje głosy na Shoto. 

~ * ~

Po tym zebraniu zielonowłosy ponownie dobrał się w parę z różnookim chłopakiem i po dokończeniu tasków mniejszego, zaczęli chodzić dokończyć taski wyższego. Elektryk, Cafe i Medbey. Był to ostatni task Shoto i tym taskiem był skan. Czyli... Todoroki był bezpieczny. Nie był impostorem! Ale w takim razie to musiało oznaczać, że- W chwili gdy, Todorowi skończył task zostało zwołane zebranie. Znaleziono ciało Kaminari'ego.

   -   Mówiłem, że to ta cholerna miętówka!

   -   N-nie prawda Kacchan! Todoroki-kun przed chwilą się zeskanował i-

   -   Wybacz Midori-kun ale w tej sprawie popieram Baku babe. Zrobił przy mnie śmieci.

Co? Ale... Nie, nie mogło tak być, Todoroki zrobił skan! Ale tych dwoje nie chciało przyjąć tego do wiadomości. Uznało, że Izuku po prostu chce bronić Todoroki'ego za to, że ten przez całą grę go 'chronił' i zrobił z niego swoje alibi. W trakcie tej całej kłótni zapomnieli o limicie czasowym. Zagłosowały tylko trzy osoby. Jedna dała skip... A dwie oddały głos na Shoto. Izuku musiał z przejęciem obserwować jak jego towarzysz wylatuje w kosmos. Po tym światła na chwilę przygasły... I rozrywka trwała nadal.

- Co do- oi, Baku babe, zarzekałeś się na wszystko, że naprawdę wyrzuciłeś te śmieci! Zaufałam ci!

Ah. Czyli... Bakugo nie zrobił śmieci. Tylko przekonał Minę, żeby się za nim wstawiła i poparła go w głosowaniu. Ha... To było naprawdę... Dobre zagranie. Ale teraz było już za późno. Bo zanim ktokolwiek zdążył dotrzeć do przycisku zwołania głosowania... Po raz kolejny zgasły światła. Jeszcze nigdy nie było aż tak cicho, nikt nie potrafił ruszyć się z miejsca. Wiadome było, że sprawa już przegrana. Kolejne kilka chwil w tej bolesnej ciszy, a później dało usłyszeć się dźwięk kroków. Trzy, cztery, pięć... I nastał inny rodzaj ciemnego ekranu. Ten, który po chwili ogłosił zwycięzcę.

 

~ * ~

   -   Co do jasnej cholery?!

Nikt nie był w stanie z siebie nic wykrztusić poza Miną. Pozostali nadal nie przetrawili informacji w swoich mózgownicach, że to właśnie ich niewinny brokułek ich wszystkich tak porobił. Nawet lokalny wybuchowy chłoptaś był nienaturalnie cicho. Nadal wpatrywał się w swój ekran i dopiero po dłuższej chwili spojrzał na zielonowłosego. W między czasie Midoriya jak gdyby nigdy nic zdążył zamknąć już swój telefon i zaczął podjadać sobie dango. Po niedługim czasie wszyscy poszli za przykładem blondyna i podążyli swoim wzrokiem na ich przyjaciela z klasy. Izuku po zjedzeniu przekąski i rozpoczęciu dłubania sobie w zębach patyczkiem odwzajemnił gest i też popatrzył się na nich wszystkich. Wzruszył ramionami.

   -   No co? Mówiłem wam, że to nie Todoroki-kun. I to nie ja wskazałem podejrzenia na Urarakę.

Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że Midoriya miał rację. Nawet nie musiał się wysilać ani mącić, oni sami nawzajem się załatwili przez swoją paranoję i uprzedzenia z wcześniejszych rozgrywek. Fakt, że zielonowłosy nigdy wcześniej nie miał okazji, by być impostorem jedynie w tym wszystkim mu pomógł. Absolutnie nikt nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. I to było straszne. bo po raz pierwszy mieli do czynienia z tą bardziej wyrachowaną i analityczną stroną chłopaka. Asui odezwała się jako pierwsza po zastanowieniu.

   -   Midori-chan. Bez względu na wszystko, nigdy nie ląduj po przeciwnej stronie, kero.

Oj tak. Nie ważne w jakiej sprawie ale posiadanie Izuku za przeciwnika może być dla nich zgubą.

   -   ...   Midoriya, wyjdziesz za mnie?

   -   Morda! Po moim trupie ty zjarana zamrażarko!

Iii wygląda na to, że wszystko wróciło do normy.


Rany. Od wieków mnie tu nie było. Głównym powodem jest utrata chęci na pisanie xd

Ten rozdział był napisany w 2021 roku więc stl pisania mógł się trochę zmienić.

Ale jeśli kiedyś mi coś do głowy przyjdzie i napiszę to też tu wrzucę ^w^

sobota, 2 stycznia 2016

Prolog

Krótko wyszło ale mam nadzieję, ze bić nie będziecie xd





Talent



Wszystko drżało. Światła dawno zgasły. Cały budynek się walił. Biegł w stronę wyjścia jak oszalały, ciągnąc go za sobą. Na szczęście pozostałym udało się już uciec. Sam nie był w stanie tego zrobić, utknął. I właśnie ten idiota po niego wrócił, choć darł się żeby go zostawił i uciekał bez niego. Zawsze taki był, od dziecka. Dlatego przysiągł samemu sobie, że będzie go chronić. Po tym jak udało mu się wydostać od razu oboje zaczęli uciekać. Budynek ledwo stał. Musiał go stąd wydostać za wszelką cenę. W końcu dotarli do wyjścia ale było już za późno. Sufit się zawalił. Dlatego zostało mu tylko jedno. Złapał ukochanego mocno  i z całej siły nim rzucił. Chłopak wyleciał prosto przez otwarte drzwi, do pozostałych. Widział na ich twarzach przerażenie. A w oczach chłopaka łzy.  Uśmiechnął się. Jeśli mają go zapamiętać to właśnie takiego, uśmiechniętego.  Zaraz po tym zniknął pod gruzami sufitu. Ostatnie co usłyszał to obezwładniający, pełen rozpaczy krzyk w swojej głowie.
   -   Oikawaaaaaaa!


***



Mimo iż zapowiadał się naprawdę ładny dzień Oikawa miał złe przeczucia. Nie co do dnia ale ogólnie. Czuł, że niebawem stanie się coś naprawdę złego. To uczucie zaczęło mu towarzyszyć w chwili gdy tylko otworzył oczy i przebudził się ze snu. Przez takie właśnie pierdolone złe przeczucia po głowie krążyły mu nie za wesołe myśli. Czasem nawet rozmyślał czy nie byłoby lepiej gdyby zasnął i już nigdy więcej się nie obudził. Kiedyś przypadkiem rozmyślał o tym na głos przy Hinacie za co dostał od chłopaka niezły opierdol, no i wpierdol. Westchnął ciężko i zaczął się zbierać do szkoły. Udało mu się nawet zjeść śniadanie. Spacerował drogą, bez pośpiechu po czym zatrzymał się kilka budynków dalej, przy bramie jednego z domów. Nie musiał długo czekać, nie minęła nawet minuta, a Hinata w podskokach opuścił swój dom i kierował się w stronę brązowowłosego.
   -   Ohayo Ru-kun~!   -   zawołał wesoło niebieskooki.
Oikawa już nawet nie zwracał uwagi na to, że pierwszak skraca jego imię i tworzy jakieś durne przezwiska. Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Prawdę mówiąc to było tak od zawsze. Są w końcu przyjaciółmi od pieluchy. Nawet ich rodzice się przyjaźnili. Oikawa jako ten starszy zawsze pilnował i chronił Hinatę przed każdym zagrożeniem. No i dużo się razem bawili. A teraz… Byli parą. Tak, kilka miesięcy temu Oikawa się przełamał i wyznał Hinacie miłość.  Czarnowłosy nie miał nic przeciwko, w końcu kochał się w Oikawie tak długo jak on w nim.
   -   Yo.   -   mruknął w odpowiedzi.
Zaklął w myślach, powinien się jakoś ożywić.Naprawdę wyglądał dziś na ponurego. I Hinata od razu to zauważył. Niebieskooki westchnął ciężko.
   -   Znów wyśniła ci się przyszłość.   -   stwierdził.
Oikawa kiwnął twierdząco głową. Tak, Oikawa posiadał zdolność wyśnienia przyszłości. Nigdy nie pamiętał swoich wizji po przebudzeniu dlatego zawsze miał przy sobie specjalny notatnik. Co ciekawsze, kiedy tylko miał w dłoni coś do pisania to zawsze przez sen zapisywał swoje wizje w notesie. Z obrazkami. Sam uważał to za przekleństwo ale Hinata cały czas mu powtarza, że to Talent dany mi przez bogów. Nie chciał się kłócić z chłopakiem dlatego nigdy nie ciągnął tego tematu. Przez całą drogę do szkoły Hinata prawił mu kazanie o tym, że nie powinien się za bardzo przejmować swoimi przeczuciami i, że to na pewno nic takiego. Oikawa cały czas mu potakiwał ale złe przeczucia nie opuszczały go ani na krok. Rozdzielili się dopiero wtedy gdy rozeszli się do swoich klas. Oikawa był w swojej jako pierwszy co go trochę zaskoczyło. Na ogół o tej porze było już kilka osób, a teraz sala świeciła pustkami. Zdążył się rozpakować po czym od razu wyjrzał za okno. Z daleka było widać pobliski las, było w nim pełno drzew. Złe przeczucie, które towarzyszyło mu od rana zmieniło się w niepokój. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi coś między drzewami, jakąś postać lecz kiedy uważniej się przyjrzał nic nie zauważył. Westchnął ciężko i położył się na ławce.
   -   Do dupy.   -   mruknął cicho sam do siebie.

Teraz pozostawało tylko czekać na dzwonek. Leżąc tak zrobił się senny i już po chwili zasnął. Śnił mu się las. Ten sam jaki widnieje za oknem jego klasy. Widział cień jakiejś postaci sunącej między drzewami. Zatrzymała się dopiero ma skraju lasu, właśnie wtedy samiast niej zaczęły się poruszać cienie drzew. Wydłużały się i zaczęły pełznąć po ziemi w stronę szkoły, przybierając kształt upiornych dłoni ze szponami zamiast palców. Ale nie zwracał uwagi na cienie. Cały czas wpatrywał się w tajemniczą sylwetkę na skraju lasu. Wtedy coś do niego dotarło. To ta postać budziła w nim niepokój.  Czuł na sobie jej wzrok… Grobową ciszę przedarł przerażający ryk. Oikawa szybko się obudził i wyprostował. Zamiast ryku słyszał dzwonek ogłaszający rozpoczęcie lekcji. Szybko spojrzał za okno ale nie było żadnych cieni ani postaci na skraju lasu. Wszystko wróciło do normy. Westchnął ciężko i rozmasował sobie skroń, dopiero wtedy coś zauważył. W dłoni trzymał ołówek , a strona w zeszycie była zapisana. Wizja. Chociaż sam nie wiedział czy to naprawdę była wizja. Nic z tego nie rozumiał. Jedynymi słowami były „On na mnie patrzy”. A poniżej była narysowana miniatura lasu, cienie w kształcie rąk i postać między drzewami. Jednak nie to go przestraszyło. Przeraził go rysunek jeszcze niżej. Był to zarys twarzy, a raczej czyiś oczu, w przybliżeniu. To było naprawdę okropne. Miał wrażenie jakby ta postać na kartce była prawdziwa i go obserwowała, zaglądała zza drugiej strony i patrzyła prosto na niego. Szybko zamknął zeszyt. Chciał o tym jak najszybciej zapomnieć. Poza tym pozostali uczniowie zdążyli się już zebrać i minutę później zjawił się również nauczyciel. Nie wiedział, że jego humor może jeszcze bardziej się pogorszyć. Cóż, właśnie to się stało. Na każdej przerwie oglądał się za siebie, miał wrażenie, że ktoś za nim idzie albo chowa się za rogiem. Jedynie obecność Hinaty poprawiała mu humor i uspokajała. W czasie ostatniej lekcji zrobiło mu się trochę niedobrze więc nauczyciel wysłał go do pielęgniarki. Tam też zmierzał ale miał wrażenie, że zaraz spłonie. Było mu naprawdę gorąco. Oikawa skierował się do jednej z męskich toalet jaka znajdowała się po drodze do pielęgniarki.  Podszedł do umywalki i odkręcił lodowatą wodę. Chwilę przyglądał się sobie w lustrze po czym pochylił się i kilka razy ochlapał twarz wodą. Zakręcił kran i się wyprostował. Znów spojrzał na swoje odbicie jednak… Coś było nie tak. Zamarł w bezruchu. W kącie przy jednej z kabin wydawało mu się, że kłębi się naprawdę gęsty cień. Właśnie wtedy wyłoniły się z niego te cholerne oczy. Te same jakie narysował na kartce w zeszycie. Szybko się odwrócił ale oczu już nie było. W ogóle nawet sam cień jaki był przy kabinie – zniknął. Znów spojrzał w lustro ale już nic tam nie było. Wziął swoją torbę i czym prędzej opuścił łazienkę. Po drodze twarz zdążyła mu wyschnąć więc pielęgniarka niczego nie podejrzewała. Powiedziała mu żeby trochę u niej poleżał, na jednym z łóżek, i odpoczął. Tak też zrobił. Ale nie miał najmniejszej ochoty by się zdrzemnąć, choćby na chwilę. Walczył z sennością, która dawała mu o sobie znać. Wytrzymał to. Nie zasnął. Za cholerę nie chciał znów spotkać tych oczu. Uśmiechnął się do siebie gorzko. Tak, to zdecydowanie było jego Przekleństwo, a nie Talent. Ale nie chce o tym mówić Hinacie. Niech się cieszy i dalej myśli, ze ma rację.





****************************




A tu rysunek oczu jaki znajdował się pod szkicem lasu.


Aż sama mam ciary jak na to patrzę x.x

wtorek, 29 grudnia 2015

Info + bohaterowie 3 (Seria: Szkoła Krzyku)

Info

Więc tak; obecne opowiadanie o naszych cudnych kociakach będzie oczywiście kontynuowane jednak przykrych wydarzeniach jakie mnie w ostatnim czasie spotkały(m.in. śmierć mojego kotka) całkowicie straciłam do tego opka wenę. Na czas oczekiwania jej powrotu zacznę kolejne opowiadanie(kiedy wena wróci będę pisać dalej oba opowiadania). Mam nadzieję, że mnie za to nie pobijecie... A przynajmniej nie za mocno, jedna ręka w gipsie mi wystarczy x.x






Bohaterowie



Godność : Oikawa Tooru
Wiek i klasa: 18 lat, klasa 3-A
Kolor włosów i oczu: Brązowy
Słabość: Hinata Tatsuna
Talent: ?




Godność : Tatsuna Hinata
Wiek i klasa : 16 lat, klasa 1-B
Kolor włosów i oczu : Jasny brąz, niebieski
Słabość: Tooru Oikawa
Talent : ?





Godność : Tetsuro Kuroo
Wiek i klasa: 18 lat, 3-B
Kolor włosów i oczu: Czarny, złocisty
Słabość : ?
Talent ?




Godność : Ishida Kageyama
Wiek i klasa : 17 lat, 2-C
Kolor włosów i oczu : Rudy, niebieski
Słabość : ?
Talent: ?





Godność :  Reiko Satoshi
Wiek i klasa :  18 lat, 3-B
Kolor włosów i oczu : Czarne, prawe - niebieskie; lewe - szare
Słabość : ?
Talent : ?




Godność : Shuuya Kano
Wiek i klasa : 16 lat, 1-A
Kolor włosów i oczu : Blond, złocisty
Słabość : ?
Talent : ?




Godność : Aogiri Kirito
Wiek i klasa : 17 lat, 2-C
Kolor włosów i oczu : Blond, szary
Słabość : ?
Talent : ?





Z biegiem wydarzeń w opowiadaniu brakujące informacje zostaną wypełnione ^w^

piątek, 25 grudnia 2015

Zamówienie 2

A oto oneshoot dla panienki Angelique Silence ^w^






Master games




Piękny poranek. Słonko świeci, ptaszki za oknem  śpiewają, słońce wpada przez okno jednak nie jest w stanie dosięgnąć łóżka, ani osoby na niej śpiącej. Było mu tak przyjemnie mięciutko w pościeli, miał też taki przyjemny sen… Wszystko byłoby wręcz bajkowe gdyby nie pewna starucha…
   -   Wstawaj Aoba!   -   wydarła się tuż nad jego głową.
Było to tak nagłe i szokujące wydarzenie, że niebieskowłosy zleciał z łóżka. Zaraz po tym dało się słychać odgłos głuchego uderzenia, ciała o podłogę, i głośny jęk.
   -   Babciu zlituj się…   -   jęknął zbierając się z podłogi.
Może i kochał swoją babcię ale chwilami uważał ją za prawdziwą wiedźmę. Jedynie kapelusza i miotły jej brakowało. No, chyba, że wzięłaby tą ze schowka, wtedy tylko kapelusza braknie. Mimo to postanowił się ruszyć, nie chciał jeszcze bardziej denerwować staruszki.  Wykonał wszystkie poranne czynności po czym przebrał się w codzienne ciuchy. Po śniadaniu nasłuchał się co ma kupić kiedy będzie wracać po czym pożegnał się z kobietą i ruszył w miasto. Celem jego podróży był pewna wieeeelka firma. Tak, był jej głównym zarządcą jednak pozostawał w cieniu i pozwolił by za właścicieli uchodzili jego przyjaciele, Virus i Tip. Sam Aoba zaszywał się w swoim ukrytym biurze i spędzał miło czas. Ale żeby było jasne – on się nie obijał. Był mózgiem całej firmy. Musiał się wykazywać naprawdę kreatywnym myśleniem, później wydać polecenia i kierować wszystkim za pośrednictwem bliźniaków. Ach, no tak. Nie było powiedziane co to za firma. Produkowała ona najlepsze gry i konsole. Aoba ostatnio wymyślił konsolę, która umożliwia przeniesie umysłu gracza do wirtualnego świata(tak, tak, pomysł zainspirowany SAO XD).   Pierwszą konsolę jaką wyprodukowano miał właśnie w swoim gabinecie.  Dlatego właśnie uwielbiał swoją pracę. Była dla niego wszystkim. No prawie. Czasami marzył o tym by to właśnie świat gry był tym prawdziwym. Jedyne czego by mu tam brakowało to babci. Do pomieszczenia wszedł białowłosy chłopak i mały czarny piesek.
   -   Witaj z powrotem Aoba.   -   odezwał się pies.
Tak, pies się odezwał. Czemu? On i białowłosy byli androidami, stworzonymi przez Aobę. Osobiście ich składał.
   -   Cześć Ren, Clear.   -   przywitał się z lekkim uśmiechem.
Zdjął z siebie kurtkę i odwiesił ją na wieszak, został w czarnej koszuli z długimi rękawami, sportowych butach i ciemnoniebieskich jeansach.
   -   Jak się ma Sei?   -   zapytał.
Androidy zaprowadziły do wielkiej półki z książkami. Była oczywiście prawdziwa ale robiła również za drzwi do sekretnego korytarza, który prowadził do ukrytego pomieszczenia. Nikt z wyjątkiem Aoby, Ren’a i Clear o nim nie wiedział. Jedyne co się w nim znajdowało to krzesełko, maszyny, cała masa kabli i jedna kapsuła wypełniona specjalną substancją. Tam też docierały wszystkie kable. Niebieskowłosy powoli podszedł do kapsuły i przyłożył delikatnie dłoń do szklanej ścianki przez którą można było spojrzeć do środka. Wewnątrz kapsuły znajdował się nagi, czarnowłosy mężczyzna. Wyglądał jakby spał. Gdyby nie kolor włosów i ich długość, sięgały mu one bowiem do ramion, można by powiedzieć, że wygląda identycznie jak Aoba. Cóż, nic w tym dziwnego. W końcu byli bliźniakami. Trzymali się razem od urodzenia aż do piętnastego roku życia. Wtedy ich rozdzielono. Aoba nigdy nie przestawał szukać brata aż w końcu go znalazł ale… Już wtedy był pogrążony w śpiączce. Udało mu się go odzyskać i trzymał go przy sobie. Specjalnie po to stworzył Ren’a i Clear, by go pilnowali i opiekowali się nim gdy Aoby nie ma aktualnie w firmie. Prawidłowe ciało Ren’a było chwilowo w naprawie więc musiał wytrzymać tymczasowo w ciele psa. Posiedział jeszcze trochę przy kapsule brata po czym wrócił do swojego gabinetu. Założył  specjalny hełm po czym pozwolił by jego umysł odpłynął do świata gry. Kiedy ponownie otworzył oczy był tam gdzie ostatnio, w swoim domku. Przebrał się w kombinezon, który dodawał mu zwinności i kamuflażu, narzucił do tego długi czarny płaszcz i założył na głowę kaptur. Włosy miał spięte w ładną fryzurę, celem było to by nie przeszkadzał no ale ładnie się przy tym ułożyły. Udał się do karczmy w centrum miasta gdzie spotykało się wielu graczy. Jedni w celach towarzyskich inni; nie koniecznie. Właśnie w takim celu przybył tu Aoba. Był tu umówiony z pewnym typkiem. Chciał by Aoba pomógł jego ekipie w pewnej sprawie. Dużo płacił więc złotooki nie miał nic przeciwko. Kiedy mężczyzna się zjawił dodali się nawzajem do znajomych by mogli się porozumiewać i podał mu nazwy członków drużyny, ich również dodał do znajomych. Złotooki wziął od typka zaliczkę i mapę terenu, którą na szybko przestudiował. Od razu wypatrzył dla siebie idealne miejsce. Oddał mapę po czym oznajmił, że będzie na miejscu i nie mają się czym martwić. A on zawsze dotrzymuje słowa. Tak jak obiecał tak zrobił. Był na miejscu, w punkcie, który sobie wypatrzył. Był on jednak z dala od miejsca spotkania grupy. Dlatego nie zdziwiło go to, że czat wręcz wariował od wiadomości. W pewnym momencie przełączono je na rozmowy głosowe. Mimo odległości słyszeli się doskonale.
   -   Gdzie ty do cholery jesteś Sly Blue?!
Westchnął cicho po czym wyjął z ekwipunku potrzebny sprzęt, zaczął się powoli rozkładać. W tej odległości miał pewność, że nikt go nie znajdzie.
   -   Rany, nie drzyjcie się tak… Obiecałem, że wam pomogę tak? I jestem. Nie musicie mnie widzieć. Gwarantuję wam, że jeśli nie będziecie szaleć to ochronię tyłki całej waszej bandy. Taka w końcu rola snajpera. Wysłałem wam na pocztę „gwarancję”. Jeśli zawiodę wszystko z mojego skarbca i zbrojowni przejdzie na waszą drużynę.   -   powiedział spokojnie.
Odpowiedziała mu grobowa cisza. Zapewne wszystkich zatkało. No i oczywiście kiedy się ocknęli pewnie sprawdzili pocztę. Lider grupy westchnął cicho po czym odchrząknął. W tym czasie Aoba zdążył się rozłożyć na swojej miejscówce. Kiedy już wszystko miał gotowe położył się brzuchem na ziemi, oparł się na łokciach i dobył swojej ukochanej snajperskiej broni. Spokojnie obserwował otoczenie przez najlepszej jakości lunetę doczepioną do jego snajperki. Po kilku minutach zobaczył inną grupę. Wtedy Aoba zrozumiał o co w tym wszystkich chodziło, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Więc porachunki między dwiema drużynami. Hah, jego zleceniodawca musi być albo słaby albo tchórz. Bo raczej nikt uczciwy nie zatrudnia snajpera by zapewnić sobie zwycięstwo? Przyjrzał się dokładniej drużynie przeciwnej i od razu zrozumiał dlaczego go wynajęli. Zatrzymał swój wzrok na rudowłosym mężczyźnie z wieloma kolczykami. Mimowolnie serce zabiło mu trochę szybciej. Oj tak, znał tego mężczyznę… Chociaż nigdy wcześniej się nie spotkali. Aoba widział go tyko kilka razy z daleka. Można to chyba nazwać szczeniackim zauroczeniem. Miłość od pierwszego wejrzenia. Zabawne Ale cóż, zlecenie to zlecenie, nie ma zmiłuj.. Złotooki przygotował się i zachował spokój, tylko on się teraz liczy. Drużyny się spotkały. Liderzy uścisnęli sobie ręce, rozeszli się po całym terenie i zaczęła się rozgrywka. Rudy od razu sprawdził listę członków drużyny przeciwnika. Dobrze zrobił. Każdy kto ma trochę oleju w głowie robi to jako pierwsze. Ale Aoba nie był członkiem drużyny. Jego zleceniodawca musiał się na to naprawdę dobrze przygotować. Sprawdzenie listy jednak nie było wystarczające dla rudzielca. Zaczął się rozglądać i sprawdzać teren. Uśmiech Aoby się poszerzył. Był teraz tak podekscytowany, że zapomniał i zdjęciu z głowy kaptura jednak nie przeszkadzał mu on. Dawno nie miał okazji się pojedynkować z jakimś dobrym graczem A ten rudzielec był w pierwszej dziesiątce rankingu. Noiz. W tym świecie nie było osoby, który by go nie znała, no chyba, że byłby to początkujący.
   -   Czas na zabawę~.   -   powiedział wesoło, i melodyjnie, do samego siebie.
Ale, że nadal był na czacie znajomych to drużyna jego zleceniodawcy też go usłyszała. Nikt nic jednak nic nie powiedział. W tym momencie uznali go za lekko przerażającego. Niczym bóg obserwował jak rozpoczęły się „podchody”. Po jakimś czasie jeden z przeciwników zaszedł od tyłu osobę której był „aniołem stróżem”. Westchnął ciężko. Jak im się udaje utrzymać w rankingu z tak niską ostrożnością…  Wycelował przeciwnikowi prosto w skroń i zanim tamten wykonał ruch, pociągnął za spust.



~*~



Tego dnia Noiz miał wyjątkowo niepewne przeczucia. A raczej – nie mógł określić czy są one złe czy dobre. Był liderem dość potężnego klanu i starał się pomagać wszystkim jego członkom.  Za każdym razem wyruszał z jakąś grupą na pole bitwy, tym razem była to grupka nowicjuszy. A raczej byli już w Klanie od kilku tygodni więc takimi nowicjuszami to już nie byli. Tego dnia mieli walczyć ze swoimi zaprzysiężonymi wrogami,  z drużyną należącą do Klanu BloodLust Wszystko ładnie się zapowiadało, myślał, że pójdzie im w miarę łatwo. Sprawdził członków drużyny, zbadał teren, wszystko było w porządku. Wtedy nie wiedział jak bardzo się myli. Piekło zaczęło się dopiero wtedy kiedy padł pierwszy strzał. Jest tylko jedno ale. Strzał nie padł ani z broni jego drużyny ani z broni drużyny przeciwnej.
   -   Raito, kto cię zestrzelił?   -   zapytał szybko, chowając się za jakąś skałą.
   -   Nie mam pojęcia szefie… Właśnie zaszedłem od tyłu jednego z ich drużyny, chciałem poderżnąć mu gardło gdy nagle dostałem kulkę prosto w łeb. Ale system nie pokazał kto mnie zabił, zupełnie jakby był tu jakiś duch.
Noiz zaczął szybko analizować sytuację, szybko go olśniło.
   -   Wszyscy miejcie się na baczności! Wynajęli snajpera!   -    wysłał wszystkim wiadomości na pocztę.
Skarcił się w myślach, nawet nie wziął pod uwagę tego, że mogli wynająć kogoś z zewnątrz. I nie przyjęli go do drużyny dzięki czemu nie było go na liście, bardzo pomysłowe. Tylko gdzie on jest do cholery? Rudy zbadał przecież cały teren w promieniu półtora kilometra w każdą stronę! Z większej odległości nikt nie dałby rady żeby… Zamarł w bezruchu. Cholera. Zatrudnili kogoś z pierwszej dziesiątki. Innej opcji nie było. Na wieść o snajperze cała jego drużyna dobrze się ukrywała ale każdy był demaskowany gdy tylko chciał już zabić przeciwnika. To prawie tak jakby czuwał nad nimi Anioł Śmierci. Czas mijał, a Noiz w końcu został sam. Obrał inną taktykę. Zamiast zaatakować przeciwników ukrył się i wypatrywał skąd padają strzały. Jeśli chciał wygrać musiał wykończyć najpierw snajpera. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że jest on cholernie dobry. Los się do niego uśmiechnął i w końcu udało mu się go namierzyć. A odległość z jakiej strzelał wywarła na nim wrażenie. Żaden przeciętniak nie dałby rady strzelić tak precyzyjnie z odległości trzech kilometrów i to z takiej wysokości! Kurwa, ten snajper rozłożył się na pierdolonej górze!  Oczywiście wszyscy polegli z jego drużyny mieli teraz możliwość obserwowania rozgrywki przez jego oczy. No z jego perspektywy czyli.
   -   O kurwa.   -   powiedział któryś z nich kiedy zobaczyli gdzie chowa się snajper.
   -   To na pewno jest gracz?   -   zapytał ktoś inny.
No tak, nawet dla nich takie umiejętności gracza były nie do pojęcia. Noiz zaczął wszystko dokładnie analizować. Snajper nie mógł być byle kim. Musiał mieć w chuj dużo forsy na sprzęt i kupno skilli.  I to nie byle jakich. Musiał być najwyższej rangi VIPem i mieć duży staż. No i przede wszystkim był doświadczony. Całkiem możliwe, że był nawet beta testerem. Pozostawało tylko pytanie: kim on do kurwy nędzy jest?! Poczekał aż przeciwnicy go ominą po czym ruszył biegiem ukrywając się za wszystkim co się da. Od czasu do czasu w jego strony leciały pociski snajpera ale udawało mu się je ominąć, tylko kilka go drasnęło i jedno trafiło w ramię. Całe szczęście, że w grze nie da się czuć bólu. Jego HP spadło prawie o połowę ale w kocu udało mu się dotrzeć do góry. Teraz muszę tylko dorwać tego gnojka. Skoro ukrywał się na tak dużej odległości musiał być typem długodystansowca, czyli w bezpośrednim starciu będzie na straconej pozycji. Biegł bardzo szybko drogami, które prowadziły na sam szczyt góry… Czyli jakieś dziesięć pięter. Kiedy był już blisko był zmuszony się ukryć bowiem w jego stronę poleciał granat. I to nie byle jaki. Ledwo się schował a już usłyszał wybuch i jak setki gwoździ wbijają się we wszystko dookoła. A zostały mu jeszcze dwa piętra. Nie było już tak łatwo. Wszędzie porozstawiane były pułapki wysokiej klasy. Ominięcie ich dla zwykłego gracza było wręcz niemożliwe. Ale Noiz na szczęście nie był zwykłym graczem.n Z wielkim trudem ale jednak zdołał ominąć pułapki. Liczył się z tym, że snajper zdążył się ukryć i rozstawić nowe pułapki, był teraz bardzo czujny i ostrożny. Dotarł w końcu na miejsce tak jak się spodziewał, po snajperze i jego sprzęcie nie było widać ani śladu. Jedyne co go zainteresowało to to, że nie było widać żadnych pułapek. A raczej on nie był w stanie ich wykryć.  Pytanie tylko: czy były aż tak dobrze ukryte czy nie było ich wcale? I gdzie mógł się schować snajper? Jego drużyna również milczała, obserwowała wszystko w dużym skupieniu. W dłoni trzymał nóż, była to limitowana edycja, były takie tylko trzy, dla tych którzy wykonali specjalnego questa. Super trudnego. Ale Noiz nie znał pozostałych dwóch właścicieli, może nawet to i lepiej. W każdym razie – nóż ten był niezniszczalny, nasączony rzadką trucizną i zadawał duże obrażenia. 150 HP od jednego draśnięcia. Panującą ciszę przerwał cichy szmer, a może podmuch wiatru? Nie miał pojęcia ale postanowił się odwrócić. I dobrze zrobił; rudzielec schował się za skałą w ostatnim momencie. Mimo to jeden z pocisków drasnął go w policzek.
   -   Ciao bella~!   -   zawołał radośnie snajper.
Co do…?! Przecież ten gnojek był zaledwie dwadzieścia metrów dalej! Czyli on się nie ukrył. Po prostu zmienił pozycję i przygotował się do obrony. Teraz był pewny, że musi być zawodowcem  w tym co robi. Noiz szybko zaczął obmyślać jakiś plan ale nic nie przychodziło mu do głowy. Dlatego po prostu postanowił zagadać przeciwnika. Kto wie, może się uda?
   -   Możesz być z siebie dumny, dawno nie musiałem się tak wysilać.   -   powiedział głośno nadal pozostając w ukryciu.
Usłyszał chichot. Był to piękny dźwięk… Ale też lekko przerażający. A przynajmniej przyprawił go o lekkie dreszcze.
   -   Też się cieszę, że spotkałem kogoś z pierwszej dziesiątki panie Noiz~.   -   odpowiedział melodyjnie snajper.
Heh, to pewne, że go znał, jak każdy. Mimo to…
   -   Heh. I znów masz przewagę. Znasz mnie ale ja ciebie nie bardzo…   -   ciągnął.
Jedyne co był w stanie zauważyć to to, że snajper był odziany w płaszcz i skrywał twarz pod kapturem. Przez to nie był w stanie zobaczyć jego nazwy ani go rozpoznać. Najważniejsze jednak, że udało mu się go na krótko zagadać.
   -   Nie jest ci ta wiedza potrzebna~   -   odpowiedział snajper.
Po tym się zaczęło. Noiz zerwał się do biegu i zaatakował. Ale gnojek był zwinny, unikał wszystkich jego ciosów. Tylko raz go drasnął i co? 150 HP okazało się zaledwie małym skrawkiem życia snajpera. I od razu się zregenerowało. Musiał wykupić sobie funkcję regeneracji ale to nie są tanie rzeczy. I nie ma takiej, która leczy 150 a nawet 200 HP w ciągu kilku sekund. Jest tylko najwyższa, która leczy 300 HP na dziesięć sekund. Niższa sięga tylko do setki. I znów pojawiło się pytanie. Kto to do cholery jest?! To było dla niego nie do pojęcia. Nigdy nie spotkał nikogo silniejszego od siebie. Zawsze wygrywał. I teraz… Miał przegrać po raz pierwszy?  Czat drużynowy został wyciszony, zapewne wszyscy na raz zaczęli nawijać co na pewno by go rozproszyło. Znów się zamachnął, dopóki chłopak nie miał przy sobie broni palnej było dobrze. Ale musiał wykończyć go jak najszybciej inaczej… Zrobił wielkie oczy i szybko zrobił unik. Ledwo uniknął jednego ostrza i już musiał uciekać przed drugim.  Co..?!   Spojrzał na snajpera.  Pod kapturem widać było jedynie jego uśmiech i śnieżnobiałe zęby. Przeciwnik w obu dłoniach trzymał…
   -   No chyba sobie jaja robisz…   -   po prostu nie wytrzymał, musiał to powiedzieć.
Nieznajomy jedynie zachichotał i ponownie zaatakował. W obu dłoniach miał dwa takie same noże jaki miał Noiz. Nie ogarniał tego. Były przecież tylko trzy egzemplarze dla trzech osób. Jedynym sposobem by je zdobyć to wykonać questa i wygranie jej w czasie pojedynku… I wszystko stało się jasne. Nieznajomy wykonał questa. Tak zdobył pierwszego. Drugą wygrał w zakładzie. Ale żeby go wygrać musiał postawić na szali swojego noża. W tamtym momencie albo bardzo ryzykował albo był pewny swojej wygranej. Noiz naprawdę chciał to szybko zakończyć ale nie był w stanie. Zwłaszcza, że przeciwnik z każdą sekundą poruszał się coraz szybciej. Istny obłęd! Wtedy po raz pierwszy oberwał. Rudzielec dostał ostrzem prosto w klatkę piersiową przez co spadła mu jedna czwarta życia. Dalej było już tylko gorzej i po dziesięciu minutach wskaźnik HP wskazywał poniżej połowy. Noiz zacisnął zęby po czym udało mu się kopnąć snajpera i sam odskoczył by zachować sporą odległość. Cholera, nie docenił go. Myślał, ze skoro jest snajperem to musiał wszystko zainwestować w umiejętności i statystyki z tym związane. A tu się okazuje, że nie jest tylko dobry na dystans ale też w bezpośrednim starciu. Prychnął cicho i szybko wyjął z ekwipunku jakiś pilot. Zakapturzona postać na chwilę zamarła w bezruchu by zaraz się gwałtownie wyprostować.
   -   Bez jaj.   -   powiedział słabo.
Rudzielec tylko uśmiechnął się szerzej. Tak, ten pilot miał tylko jeden guzik. Bingo. Noiz trzymał właśnie w ręce detonator.  Kiedy wspinał się na szczyt góry po drodze rozkładał ładunki wybuchowe. Bardzo silne ładunki, i o dużej sile rażenia.
   -   Bum.   -   odpowiedział jedynie.
I wcisnął guzik. No i tak jak powiedział: BUUUM! Jak nie jebnie jak nie trzaśnie i cała góra zmieniła się w stertę wielkich głazów. W powietrzu unosiło się tyle kurzu, że w normalnym świecie można by się nim udusić. Po kilku minutach Noiz wygrzebał się spod sterty mniejszych kamieni i dosłownie padł na ziemię plackiem. Był wykończony i zostało mu jedynie 200 HP. Myślał, że to już koniec… Jednak po raz kolejny się mylił. Jego przeciwnik pojawił się znienacka, jakby wyłonił się spod ziemi. Oczywiście jego płaszcz był nieźle uszkodzony ale nadal się trzymał i zakrywał twarz wroga. Mocno nadepnął na klatkę piersiową Noiz’a i wycelował spluwą w jego głowę. I znów nie był to byle jaki sprzęt. Nigdy w życiu nie widział takiego modelu czyli nieznajomy musiał zrobić go osobiście. Zalicza się to do unikatowych przedmiotów. Znów zobaczył ten budzący ciarki uśmiech i rząd białych zębów. Ale tym razem zobaczyć coś jeszcze. Intensywne złote ślepia i kilka kosmyków błękitnych włosów.
   -   Hasta la vista~.   -   zaszczebiotał wesoło.
I pociągnął za spust. Noiz oberwał kulkę prosto oczy i jego pasek HP spadł do zera. To dopiero była siła. Po chwili jego ciało się rozpadło i mężczyzna zrespawnował się w punkcie odrodzenia gdzie czekali na niego członkowie drużyny. Przegrał. Po raz pierwszy z kimś przegrał. I przyjął to nawet całkiem spokojnie. Ale jedno było pewne. Ni spocznie dopóki nie dowie się kim był jego przeciwnik.



~*~



Aoba przez cały ten czas naprawdę świetnie się bawił. Kiedy zobaczył, że Noiz go wypatrzył i ruszył biegiem w stronę jego kryjówki ekscytacja złotookiego powoli zaczynała sięgać zenitu. Ciało zaczynały przeszywać przyjemne dreszcze gdy rudzielec dotarł do góry i zaczął się wspinać. A kiedy zjawił się już na miejscu… Zaparło mu dech w piersiach. Naprawdę przyjemnie mu się walczyło kiedy już doszło do starcia. Noiz był naprawdę uroczy~. I szczerze zaskoczył go tymi ładunkami wybuchowymi. Cóż, koniec końców Aoba i tak wygrał. Wybuch zeżarł mu ponad połowę HP ale szybko zaczęło mu się ono regenerować, po kilku minutach znów miał cały pasek. Cieszył się, że wykupił to samo leczenie się ran.  Kiedy się już ogarnął wrócił do grupy swoich zleceniodawców i odebrał resztę zapłaty.  Po tym udał się w miejsce gdzie nigdy nie zapuszczał się żaden gracz. Do zamku Króla NPCtów. To właśnie on tworzył je wszystkie. Najbardziej jednak kreatywnie wychodziły mu Bossy. Aoba zawsze mu przy nich pomagał, dawał propozycje i ogólnie spędzali ze sobą dużo czasu. Właśnie dla tego Króla chciałby zostać w tym wirtualnym świecie na zawsze. Dla Sei’a. Tak, król NPCtów był bratem Aoby. To właśnie dla niego niebieskowłosy stworzył te gry, ten świat. By mógł żyć chociaż tu skoro nie może żyć w prawdziwym świecie. Nie było sposobu by wybudzić go ze śpiączki. Jedynym rozwiązaniem było przenieść jego umysł do świata wirtualnego. I to też Aoba uczynił. Wylogował się dopiero wtedy gdy słońce zaczynało już zachodzić. Zrobił zakupy by jego babcia nie narzekała. Od tamtego dnia minęły dobre dwa miesiące aż tu nagle…
   -   Sly Blue.   -   powiedział ktoś.
I nie, to nie było w grze. Działo się to w prawdziwym świecie. Przechodził właśnie ulicą i minął się z rudzielcem. Oczywiście od razu go rozpoznał ale nie zareagował. Jedyne czym się różnił od postaci w grze to tym, że nie miał kolczyków. Złotooki nie spodziewał się jednak, że ten rudzielec odkryje jego wirtualną tożsamość. Na słowa mężczyzny Aoba zatrzymał się i popatrzył na niego z lekkim zaskoczeniem po czym uśmiechnął się zadziornie.
   -   Więc jednak zadałeś sobie trochę trudu by mnie znaleźć… Czy może moi byli zleceniodawcy się wygadali?   -   odpowiedział zaczepnie.
Mężczyzna na to odpowiedział lekkim uśmiechem rozbawienia.
   -   Trochę poszperałem. A oni tylko potwierdzili moje przypuszczenia.   -   odpowiedział jedynie.
I jak to się skończyło? Zaprosił Aobę na kawę. I oczywiście podczas tego spotkania Noiz starał się nakłonić Aobę by dołączył do jego Klanu jednak ten uparcie odmawiał. W końcu zajmował czwarte miejsce w rankingu więc Noiz zajmujący piąte miejsce nie był dla niego jakimś większym wyzwaniem. Ale nawet jeśli Aoba odmówił od dołączenia do klanu… I tak spędzał w nim dużo czasu, głównie z Noizem. Nie trzeba chyba mówić, że po miesiącu zostali najlepszymi przyjaciółmi. Ale nadal nie dołączył do Klanu. Tak, uparta z niego bestia.  Mimo to pomagał im na misjach, oczywiście za darmo. Kilka razy nawet uratował Noiz’a.
   -   Co ty byś zrobił beze mnie?   -   zapytał rozbawiony.
Był oczywiście na czacie głosowym znajomych. Teraz jedynymi jakich miał na liście to Sei i Noiz. Klan rudzielca wygrywał każdą walkę. Aoba zmienił nawet swoje codzienne zwyczaje. Ustalił sobie, że nie będzie mieszać życia z gry do tego prawdziwego, a tu proszę. Prawie codziennie spotykał się z Noizem. Po kilku kolejnych tygodniach ich relacje znów się zmieniły. Wstąpiły na wyższy poziom. Ale żaden z nich się do tego nie przyznał. Z pomocą niebieskowłosego Noiz dostał się na czwarte miejsce w rankingu, Aoba zajął trzecie. Kilku kumpli z Klanu rudzielca postanowiło to oblać więc urządzili imprezę w jednym z popularnych klubów. Oczywiście nie było mowy by obeszło się bez alkoholu. Było go nawet za dużo. A Noiz i Aoba wymyślili sobie zawody w piciu. Nic więc dziwnego, że obaj szybko się upili… A przynajmniej częściowo. Opuścili klub przed końcem imprezy. Poszli do Noiz’a. Rozmowy, śmiechy, umysł przyćmiony trochę przez procenty… Nawet nie wiedzieli kiedy wylądowali w sypialni rudzielca. Kilka kolejnych chwil później byli już bez ubrań. Cała reszta potoczyła się w  wiadomym kierunku.
Obaj obudzili się następnego ranka i byli nieźle zakłopotani.Tak dokładniej to Aoba spłonął rumieńcami i obiecał sobie, że już nigdy nie tknie alkoholu. Powiedzieli sobie, że postarają się zapomnieć o tym incydencie, nie powinno być trudno skoro i tak film im się urwał. Mimo to żaden z nich nie potrafił o tym zapomnieć. Cały czas myśleli o tym co zaszło i zaczęli o tym nawet fantazjować. Znaczy – śniło im się to w nocy. Rudzielec nawet czasem nie zasypiał, bał się swoich snów. Zwłaszcza, że przez nie coraz bardziej tracił nad sobą kontrolę. Pragnął Aoby. Ale w końcu nie wytrzymał. Zaprosił go do siebie. Posiedzieli. Pogadali. Pośmiali się. I nagle Noiz zaciągnął go do sypialni.
   -   O-oi! Co cię napadło?!   -   zapytał zaskoczony złotooki.
Noiz jedynie uciszył go pocałunkiem. I to bardzo namiętnym, Aoba aż się zarumienił, tak samo bardzo jak po wcześniejszym przebudzeniu w łóżku mężczyzny. Już miał zamiar jakoś uciec ale Noiz pokrzyżował mu plany. Związał mu ręce za plecami. Swoim krawatem. Po tym powoli podciągnął koszulkę złotookiego do góry, swojej już nie miał. Przyznać trzeba, że Aoba miał na co popatrzeć.
   -   N-noiz!   -   znowu spróbował ale mężczyzna w ogóle się nie przejmował.
Nie ważne jak bardzo Aoba protestował i się wyrywał. Mężczyzna powoli go rozbierał całując każdy skrawek ciała niebieskowłosego. Od razu widać było, że rudzielec się na to przygotował. Miał pod ręką wszystkie potrzebne rzeczy. Przygotował Aobę, nawilżył i dopiero wtedy w niego wszedł. Nie tylko dla pewności związał chłopakowi ręce. Nie chciał aby zatykał usta by powstrzymywać swój głos. Dlatego właśnie jęki Aoby rozchodziły się po całej sypialni i nie miał jak się powstrzymywać. A one tylko nakręcały Noiz’a coraz bardziej. Trzymał chłopaka mocno, ale jednocześnie delikatnie, za biodra i przyciągał do siebie na tyle na ile było to możliwe, wchodził przez to bardzo głęboko. Widać było, że mężczyźnie jest przyjemnie ale wyglądał też jakby się na czymś skupiał… Jakby chciał coś znaleźć. Nagle złotooki wygiął się w łuk i zrobił wielkie oczy.
   -   N-nie… Przestań… Aaaaach…. Nie tam…~!   -   wyjęczał ledwo łapiąc oddech.
Na twarzy Noiz’a pojawił się uśmiech zadowolenia. Znalazł to co chciał znaleźć. „Punkt rozkoszy” Aoby. Dlatego właśnie nie przestał. Przeciwnie, teraz męczył go jeszcze bardziej. I bardziej intensywnie. Nie musiał długo czekać, w końcu doszli oboje. Aoba w końcu mógł odetchnąć. A raczej tak myślał. Pomylił się. Noiz okazał się bardzo ale to bardzo niewyżytym i napalonym zboczeńcem. Przeleciał złotookiego jeszcze trzy razy, podczas ostatniego w końcu rozwiązał mu ręce. Ale Aoba już nie uciekał ani nie chciał powstrzymywać jęków. Jedynie objął mężczyznę za szyję. W tej chwili chciał go mieć jak najbliżej siebie. Kiedy doszli ostatni raz położyli się obok siebie na łóżku. Zapanowała kilku minutowa cisza.
   -   Wiesz… Może wyjdę na prześladowcę ale… Od dawna cię obserwowałem. Półtora roku.
Zakochałem się.   -   wyrzucił z siebie Noiz.
Aoba popatrzył na niego zaskoczony ale zaraz cicho zachichotał.
   -   Ty to masz wyczucie z wyznaniami.   -   stwierdził rozbawiony.
No bo kto wyznaje miłość po, zamiast przed, seksie? Mężczyzna również się uśmiechnął. Oczywiście złotooki przyjął jego uczucia. Zostali parą. W końcu sam Aoba również go obserwował. Tylko, że od trzech lat. Czyli od kiedy gra została wyprodukowana i od kiedy Noiz zaczął w nią grać.  Ale o tym rudzielec wiedzieć nie musi… Ani tego, że to Aoba jest twórcą konsoli do gier. Przynajmniej na razie.
   -   Ale do twojego Klanu i tak nie dołączę.   -   oznajmił wytykając rudzielcowi język.
I co? Następnego dnia był członkiem Klanu. Widocznie miłość może zmienić nawet takiego uparciucha.

czwartek, 24 grudnia 2015

Oneshot(z serii Na Zawsze Razem)

Tak jak obiecałam - oto prezent świąteczny w postaci oneshota. Nawet złamana ręka nie powstrzymała mnie przed jego napisaniem XDDDDD
Życzę wszystkim czytelnikom wesołych świąt i zapraszam do czytania (^w^)






Raj
  


Siedziałem w salonie, a właściwie wylegiwałem się, na bardzo ale to bardzo wygodnej sofie. Naprawdę ile czasu już minęło ale jestem… Naprawdę szczęśliwy. Jak jeszcze nigdy przedtem. Dookoła panuje cisza i spokój, przerywane jedynie od czasu do czasu przyjemną dla ucha muzyką. Po raz pierwszy nie miałem się czego bać. Nie musiałem się martwić. Było po prostu idealnie. Usłyszałem za oknem głośne śmiech, sam też się lekko uśmiechnąłem. Dźwignąłem się z kanapy i podszedłem do okna by za nie wyjrzeć. Rozbawiony przyglądałem się jak Byakko i Akira się wygłupiają. Oczywiście nie byli jedyni. Rodzice Akiry, matka Byakko, moi rodzice, wszyscy nasi przyjaciele. Byli tu. Byakko spojrzał w stronę okna i mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
   -   Przychodź tu do nas Yuuki!   -   zawołał.
Akira również na mnie spojrzał i pokiwał głową na potwierdzenie słów czarnowłosego. Znów zachichotałem i pokręciłem z rozbawieniem głową. Ale wyszedłem. Jeśli coś można nazwać szczęśliwym zakończeniem… To właśnie to. Mimo życia w bólu, smutku i mękach… W końcu wszyscy jesteśmy wolni. Teraz już naprawdę będziemy na zawsze razem i nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Sami też już nie żywimy żadnych negatywnych uczuć. Zdarzają się tacy co zachowują urazę, nadal nienawidzą albo mają o coś żal. Wiedziałem, że Akira i Byakko nadal któreś z takich uczuć żywią do Suzaku chociaż nie mówią o tym na głos. Ale najważniejsze jest to, że już nie są zazdrośni o siebie nawzajem. Wydawało mi się, że po ziemi przemknął jakiś cień, spojrzałem do góry. I nie myliłem się. Wysoko nad nami przelatywały piękne postacie o śnieżnobiałych skrzydłach i promiennych, radosnych uśmiechach. Heh. Anioły. Kiedyś spotkałem jednego z nich. Są naprawdę cudowni. Aniołami zostają ci co całkowicie wyzbywają się wszelkich negatywnych uczuć i pragną pomagać innym. Zostać stróżami ludzi lub zachować harmonię. Są też tacy co postanowili walczyć z Wysłańcami Piekieł, potocznie zwanymi Demonami czy Diabłami. Dołączyłem do zabawy. Nie wiedziałem ile czasu nam na tym zleciało, tutaj czas nie ma żadnego znaczenia. Może minęła godzina, a może rok. Nie byliśmy też zmęczeni, nie czuliśmy żadnych potrzeb jakie czuliśmy na Ziemi. Nie czuliśmy nic… Z wyjątkiem jednego. Jęknąłem głośno Kiedy Byakko zaczął ssać moje sutki. Tak, wróciliśmy do domu, do sypialni. Była tylko jedna, kolejnej nie potrzebowaliśmy. Mieliśmy tu wszystko czego tylko zapragnęliśmy. Moje jęki zostały stłumione przez namiętne i czułe pocałunki Akiry. Nie musieliśmy ich przerywać, nie potrzebowaliśmy powietrza, mogliśmy robić tak przez całą wieczność. Kiedyś taka sytuacja była dla mnie nie do pomyślenia. Mogłem o tym jedynie marzyć, a i tak naraziłbym ich oby na niebezpieczeństwo. Ale teraz są bezpieczni. Właśnie dlatego mogę bez strachu brać ich miłość i dawać im swoją. Dawać im całego siebie. Znów jęknąłem głośno, a raczej był to jęk wymieszany z westchnieniem. Byakko wszedł we mnie. Baaardzo głęboko. Czułem go tak bardzo intensywnie… Byłem bardziej wrażliwy niż wtedy gdy Suzaku dał mi ten dziwny narkotyk. Spojrzałem na Akirę, nie chciałem by pozostał samemu sobie. Dźwignąłem się lekko na łokciach i przysunąłem do niego. Nim się zorientował już zajmowałem się jego penisem. Słyszałem jak wzdycha za każdym razem gdy bardziej zaczynałem ssać. Nie byłem jednak w stanie za bardzo się na tym skupić bowiem po kilku minutach Byakko zaczął się poruszać mocniej i jeszcze głębiej choć nie wiem czy było to możliwe. Akira też już był twardy, czułem jak pulsuje. I nagle Byakko zrobił coś czego nie przewidziałem. Przyciągnął mnie do siebie tak bym przywarł plecami do jego torsu, nie wychodząc ze mnie, i przytrzymał mnie za nogi bym nie mógł ich złączyć. Rozeznałem się w sytuacji dopiero kiedy Akira przybliżył się do mnie od frontu. O ludzie. Oni tak serio? Nawet nie zdążyłem się odezwać, teraz mój jęk był jeszcze głośniejszy niż te poprzednie. O matulu. Miałem w sobie dwie bestie. Czułem się taki dziwnie pełny… Ale nie bolało. Nadal było przyjemnie. Myślałem, że już lepiej być nie może… Myliłem się. O mało brakowało a zaczął bym krzyczeć z rozkoszy kiedy obaj zaczęli się na raz we mnie poruszać. A może jednak krzyczałem tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy? Wiem tylko, że na pewno z mojego gardła wydobywały się w kółko cztery słowa. „Byakko”, „Akira” i „Kocham was”. W tym momencie nic więcej nie było potrzebne. I znowu całkowicie straciłem poczucie czasu. Nie wiedziałem ile się tak parzyliśmy jak jakieś króliki. Ale było bardzo przyjemnie. I wiecie co? Chciałem więcej. Chciałem zostać tak już na wieczność. Ale wiedziałem, że tak nie wypada. Mamy przecież tutaj swoje rodziny i przyjaciół. Byli tutaj nawet moi przyjaciele, którzy spłonęli w kurorcie nad morzem. Nie mieli mi niczego za złe. Nie muszę chyba mówić, że bardzo mnie to ucieszyło. Z zamyśleń wyrwały mnie ostatnie pchnięcia obu moich ukochanych. Oboje doszli w moim wnętrzu. Przez to wszystko sam również doszedłem z głośnym, rozkosznym jękiem. Nigdy bym się nie podejrzewał, że potrafię wydobyć z siebie takie dźwięki. Po tym jeszcze długo ze sobą tak leżeliśmy, bez żadnych zmartwień. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Ja jako pierwszy postanowiłem się ruszyć. Chciałem… Chciałem iść w pewne miejsce. Obaj mi pozwolili, nawet nie zapytali się gdzie idę. Wiedzieli, że w razie czego sam im o wszystkim powiem. Nawet lepiej, że nie wiedzieli gdzie idę. Maszerowałem przed siebie aż w końcu dotarłem do granicy. Później już tylko „windą” w dół i… Byłem na miejscu. Rozejrzałem się na boki. Nic się tu nie zmieniło. Prawie. Jedyną zmianą było to, że budynek świecił pustkami. Ruszyłem przed siebie korytarzem, już się nie bałem. Zatrzymałem się przed właściwymi drzwiami po czym przez nie przeniknąłem. W końcu jestem duchem, rzeczy materialne nie stanowią tu dla mnie żadnej przeszkody. Ten pokój również się nie zmienił. Był tak samo zadbany jak zawsze. Wolnym krokiem podszedłem do wielkiego łóżka i… Spokojnie spojrzałem na swoje ciało. Opuszkami palców przejechałem po skroni gdzie nadal znajdowała się dziura po naboju.  Po tym dotknąłem swojej skroni, nie było nawet jednego zadrapania. Kolejny plus bycia duchem. Żadnych ran. Przeniosłem wzrok z mojego ciała na osobę leżącą obok. Suzaku. Po raz pierwszy zobaczyłem go płaczącego. Płakał przez sen. Miał trochę dłuższe włosy. Czyżby minęło już kilka lat? Znów spojrzałem na swoje ciało. Nie wiem jakim cudem ale nie zmieniło się ani trochę. Nie zaczęło się rozkładać ani śmierdzieć. Wyglądało po prostu… Jakby pogrążone w śnie. Nagle Suzaku się obudził i szybko rozejrzał, uspokoił się dopiero kiedy spojrzał na moje ciało. Odetchnął z ulgą.
    -   Dzięki Bogu… Miałem naprawdę okropny sen, wiesz Yuuki? Śniło mi się, że zniknąłeś.   -   powiedział cicho.
Przysunął się bliżej do ciała i przytulił, znów zamknął oczy.
   -   Nie zostawiaj mnie Yuuki… Obudź się proszę. Spójrz na mnie. Odezwij się do mnie. Naprawdę tęsknię… Możesz nawet patrzeć na mnie z nienawiścią. Powiedzieć, że jestem nic nie wartym śmieciem. Ale obudź się już…   -   zaczął mamrotać.
Pewnie nawet nie zwrócił uwagi, że znów zaczął płakać. To było… Naprawdę smutne. Szczerze? Wybaczyłem mu. Wybaczyłem w chwili gdy pociągałem za spust. Zamiast tego zrobiło mi się go naprawdę żal. I przyznaję, że go nawet pokochałem. Oczywiście nie tak jak Akirę i Byakko. Pokochałem go jak matka swoje zagubione w życiu dziecko. Nie byłem ani matką ani kobietą ale Suzaku wyglądał w moich oczach na dziecko które zbłądziło. Jestem pewny, że gdyby urodził się w innej rodzinie i dokonywałby prawidłowych wyborów to jego życie potoczyłoby się inaczej. Mógłby być nawet dobrym człowiekiem. Po prostu to wiem. Znów zasnął, nadal wtulając się w moje ciało. Aż serce pękało na ten widok. Musiał być do mnie naprawdę mocno przywiązany. Chyba dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. To naprawdę smutne. Obszedłem łóżko dookoła i zatrzymałem się od strony gdzie leżał Suzaku. Powoli położyłem dłoń na głowie zielonookiego. Oczywiście nie mógł tego poczuć, nie było mnie tu w formie materialnej. Zamknąłem oczy i już po chwili znalazłem się w jego śnie. A właściwie to można nazwać to koszmarem. Cały czas patrzyłem na powtarzającą się scenę. Suzaku biegł w moją stronę, a kiedy był już przy mnie osuwałem się martwy w jego ramiona. Za każdym razem płakał coraz bardziej. Westchnąłem cicho i klasnąłem delikatnie w dłonie. Zmieniła się cała sceneria. Na pięknym błękitnym i bezchmurnym niebie mieniło się złote słońce. Nigdzie nie było żadnych budynków, jedynie piękna polana przepełniona pięknymi kwiatami, a w oddali ciągnęła się rzeka. Suzaku rozglądał się zdezorientowany, a ja stałem za nim, w pewnej odległości. Zauważył mnie dopiero wtedy kiedy zaczął się odwracać by lepiej się rozejrzeć. Na mój widok zamarł w bezruchu. Długo tak stał i się we mnie wpatrywał.
   -   Yu… Yuuki…?   -   zdołał w końcu wydusić.
W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się lekko. Oczy znów zaszły mu łzami. Podszedł do mnie i padł na kolana, nie był w stanie ustać na nogach. Objął mnie i mocno przytulił się do mojego brzucha.
   -   Yuuki…   -   jęknął żałośnie, na granicy szlochu.
Stałem w bezruchu. I również go przytuliłem, lekko. Jedną ręką zacząłem gładzić go po głowie i nuciłem jakąś spokojną, łagodną melodie. Wyczułem, że od razu zaczął się uspokajać. Nawet się rozluźnił kiedy czuł, że nie zniknąłem. Lekko się odsunąłem i usiadłem na trawie obok niego po czym pokierowałem nim tak by się położył i głowę ułożył na moich kolanach. Dalej głodziłem go po głowie.
   -   Wszystko jest w porządku Suzaku.   -   powiedziałem spokojnie, łagodnie.
Pokiwał lekko głową jakby chciał przekonać samego siebie do tego co powiedziałem. Pociągnął nosem ale ostatecznie przestał płakać.
   -   Tęsknię za tobą Yuuki… Nadal mam cię koło siebie ale to nie to samo co kiedyś. Nie mówisz do mnie. Nie patrzysz na mnie. Nie uśmiechasz się. To naprawdę mnie boli…   -   znów zaczął jęczeć.
Znów zacząłem go uspokajać. Serce mi pęka kiedy widzę go w takim stanie. Po raz pierwszy widziałem go takiego. Znaczy, przychodziłem do niego od czasu do czasu zobaczyć jak sobie radzi. Ale tak źle jeszcze nigdy z nim nie było. Siedzieliśmy tak w ciszy przez długi czas. Aż w końcu zaczęliśmy rozmawiać, na wszystkie możliwe tematy. Mówiłem mu by się na martwił. Powiedziałem, że już zawsze będę nad nim czuwać. Że nie będzie sam, że będę przy nim nawet jeśli on nie będzie mnie widział. Na szczęście bardzo go to uspokoiło. Aż w końcu nadszedł czas bym wrócił, i by Suzaku się obudził.
   -   … To wszystko mi się śni, prawda? Nie dzieje się naprawdę.   -   powiedział w końcu.
Po prostu musiałem się do niego uśmiechnąć. Teraz naprawdę przypominał zagubione dziecko.
   -   Oczywiście, że to ci się śni Suzaku. Ale czy to musi znaczyć, że nie dzieje się naprawdę?
Popatrzył na mnie z lekkim zdziwieniem i nadzieją. Sen zakończył się zaraz po tym jak cmoknąłem go w czoło. Wróciłem później do nieba. Tak jak obiecałem, cały czas miałem na niego oko. Nawet nie spodziewałem się, że nasze spotkanie może go aż tak zmienić.  Pochował moje ciało. Tak po prostu. Jednak było widać, że jest mu z tym ciężko. Kupił trumnę na zamówienie. Marmurową.  I wykupił naprawdę ładne miejsce do zakopania mojego ciała. Z widokiem na łąkę pełną kwiatów. Tak, cmentarz był na wzgórzu. I życie toczyło się dalej. Nadal zabijał ale już nie dla zabawy. Może to nasze spotkanie we śnie naprawdę jakoś pozytywnie na niego wpłynęło? Ostatecznie jednak zginął młodo, pięć lat później. Ratując jakieś dziecko. Serce mi się krajało ale jednocześnie radowało. Smutne było to, że już umarł ale radowałem się z powodu jego śmierci. Udało się uratować resztki jego człowieczeństwa.  I w końcu nadszedł jego Dzień Sądu. Rozważano wszystkie za i przeciw. Pocieszające było to, że nie skazano go na piekło. Ale przydzielono go do czyśćca. Na bardzo długi czas. Nie muszę chyba mówić, że nie wytrzymałem prawda? Od razu wyrwałem się do Aniołów, ale bez agresji czy złości.
   -   Chwila! A… A-a gdyby dać mu drugą szansę? Każdy na nią zasługuje prawda? Więc… Więc jeśli pozwolono by mu odrodzić się jeszcze raz…   -   mówiłem niepewnie.
Niby nie orientowałem się za bardzo w panujących tu zasadach ale akurat tą znałem bardzo dobrze. Każdy miał prawo do odrodzenia. Aniołowie popatrzyli na siebie nawzajem.
   -   Oczywiście możemy to zrobić ale skąd pewność, że tym razem wszystko potoczy się inaczej? Winą jego zejścia na złą drogę było otoczenie w jakim dorastał. Nie ma pewności, że nie wda się w złe towarzystwo.   -   odpowiedział jeden z nich.
Przez chwilę milczałem jednak szybko się odezwałem.
   -   A co jeśli była by pewność? Co jeśli… Miałby przy sobie od samego początku kogoś kto właściwie go wychowa?   -   zapytałem.
Taaa… Gdybym nadal był człowiekiem uznałbym to za szaleństwo. Ale nie teraz. Aniołowie znów na siebie popatrzyli, tym razem lekko zdumieni ale też miło zaskoczeni. Tym razem odezwał się inny anioł.
   -   Mamy rozumieć, że chcesz wrócić na ziemię razem z nim? Przejąć nad nim opiekę?
Na chwilę się zamyśliłem, po sekundzie uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem twierdząco głową. I tak oto zaczęła się ponowna narada nad losem Suzako. On natomiast wpatrywał się prosto we mnie. Posłałem mu ciepły uśmiech i powiedziałem bezgłośnie „będzie dobrze”. W końcu mu to obiecałem. Podjęcie decyzji zajęło im mniej czasu niż wcześniejsze obrady. Zgodzili się. Naprawdę się zgodzili. Odesłali mnie i Suzaku na ziemię. Ja znów miałem dwadzieścia lat, tyle ile miałem gdy zginąłem. Suzaku za to stał się… Małym dzieckiem. Miał może z dwa lata. Mieliśmy dom. I kota. Hah, to był chyba jakiś potomek Shiro, był do niej bardzo podobny. I tak rozpoczęło się nasze drugie życie na ziemi.  Nauczyłem go chodzić. Mówić. Nauczyłem go wszystkiego czego byłem w stanie. Dałem mu tyle ciepła i miłości jakiej wcześniej nie zaznał. Po dziesięciu latach naprawdę czułem się jak jego rodzic. Więź między nami bardzo się zacieśniła. Wiela razy przychodził do mnie zapłakany lub smutny. Zawsze go wtedy pocieszałem. Nie wiem czy to sprawka tych tam na górze ale nigdy nie zapytał mnie o swoich rodziców. Najbardziej urocze było jednak to gdy bał się burzy.  Zawsze przychodził do mnie i mocno się przytulał. Gdy była jednak w nocy to przychodził do mojego pokoju i spaliśmy razem. Jednak najbardziej tym co mnie cieszyło, to to, że miał całą masę przyjaciół. Wyrastał na naprawdę wspaniałego człowieka. Kiedy miał szesnaście lat… Zakochał się. Tak, zakochał. I ta miłość była odwzajemniona. Rok później w swoim związku postanowił posunąć się dalej, oczywiście zwracał się do mnie po rady więc mu wszystko szczegółowo tłumaczyłem by nie musiał się niczym przejmować ani stresować.  Tamtej nocy pozwoliłem mu zostać u jego sympatii na noc. I co? Płakałem. Płakałem ze szczęścia jak ostatni kretyn. Naprawdę mi się udało. Udało mi się. Suzaku dorastał otoczony miłością, radością, przyjaźnią. Zdobył wielu przyjaciół i pomagał słabym. Ludzie, nawet pomagał staruszkom przechodzić przez ulicę czy nieść zakupy. Całe osiedle na którym mieszkaliśmy go uwielbiało. I co najważniejsze; znalazł w końcu kogoś kto był w stanie odwzajemnić jego uczucia. Ja nie byłem w stanie. I nawet tego żałuję. Gdyby nie to, to może udałoby mi się go zmienić. Ale niestety, moje serce nie było mu pisane Pamiętam jak kiedyś zapytał mnie czemu z nikim nie jestem. Kończył chyba wtedy podstawówkę. Uśmiechnąłem się jedynie i powiedziałem, że już kogoś mam i na mnie czeka ale jeszcze nie możemy się zobaczyć. Akira i Byakko śnili mi się każdej nocy. Mówili, że tęsknią i że mnie kochają. Też mówiłem, że ich kocham. Chyba właśnie dlatego spędziłem swoje drugie życie samotnie. Nie byłem już w stanie pokochać w taki sposób nikogo więcej. Kiedy Suzaku miał dziewiętnaście lat kupiłem mu na urodziny duże mieszkanie, już wyposażone, i samochód. Chciał protestować ale powiedziałem, że to prezent na początek, dla niego i jego ukochanego. Wtedy zarumienił się tylko i podziękował. Naprawdę jest uroczy. Nasza wspaniała przygoda zakończyła się kiedy miał dwadzieścia lat.  Byliśmy niedaleko centrum gdy nagle rozpoczęła się jakaś strzelanina. Chyba porachunki gangów czy coś w tym stylu. W pewnym momencie znaleźliśmy się na linii ognia i… No cóż. Zasłoniłem go własnym ciałem. Oberwałem. Krwawiłem. I to bardzo. Zjawiła się policja, karetka. Suzaku płakał. A ja jak zwykle go pocieszałem. „Będzie dobrze”. Widocznie od tej pory musiał radzić sobie sam. Spełniłem swoją rolę, wychowałem go. Reszta zależy od jego decyzji. Było mi bardzo zimno ale… Nie czułem bólu. Po prostu czułem się jakbym zasypiał. Zanim jednak umarłem udało mi się mu coś przekazać.
   -   Będę czekać na ciebie po drugiej stronie więc… Żyj długo i bądź grzeczny, dobrze?
Wiem, zabawne. A może tylko mi się to wydawało zabawne w tej sytuacji? Jestem beznadziejny w ostatnich przesłaniach. Umarłem na Sali operacyjnej. I znów serce mi się krajało. Znów wdziałem go w takim stanie. Tym razem jednak miał przy sobie innych. Pocieszali go przyjaciele. Wspierał ukochany. Nie był sam. Nie musiałem się dłużej martwić.  Akira i Byakko już na mnie czekali. Znów byliśmy razem. Jednak po powrocie do raju doznałem szoku. Zyskałem skrzydła i aureolkę. Mianowano mnie aniołem. Rada powiedziała, że to zasługa mojego czystego serca. Zostałem Aniołem Stróżem Suzaku jednak mogłem spędzać czas w raju z moimi ukochanymi. Z czasem moi nowi przyjaciele również pojawiali się w Raju. Czas tutaj naprawdę szybko leciał… Ale jeśli chodzi o Suzaku to dla mnie naprawdę się dłużył. Zielonooki dożył dziewięćdziesięciu lat, razem za swoim ukochanym. Chłopak umarł ze starości jako pierwszy, Suzaku kilka dni po nim. Jego wybranek serca w tym czasie zdążył się dowiedzieć o nim wszystkiego jednak mimo to i tak go kochał. I po śmierci Suzaku odzyskał wspomnienia. Z poprzedniego życia i sądu. Dopiero po nim mogłem powiedzieć, że naprawdę mi się udało. Czas pobytu w czyśćcu zdecydowanie się zmniejszył jednak… Chciałem by mógł wejść do Raju już teraz. I być ze swoim ukochanym. Dlatego też i tym razem postanowiłem się za nim wstawić. Nakłaniałem. Prosiłem. I poświęciłem skrzydła. Status Anioła. Było to dla mnie zaszczytem. Ale bardziej od tego pragnąłem szczęścia Suzaku. On chyba również w końcu pojął miłość jaka nas łączyła. Czysto rodzicielską. Na szczęście moje poświęcenie nie poszło na darmo. Powiedzieli mi, że to naprawdę duże poświęcenie. I że jeszcze żaden anioł za nikim tak się nie wstawiał. Popłakałem się ze szczęścia kiedy Suzaku w końcu przekroczył bramę Raju. Jego sympatia, Ayato, wyrwała się do niego biegiem i rzucił mu się na szyję. W końcu wszystko było tak jak być powinno. Jego winy zostały odkupione. Wszyscy tutaj, którzy stracili przez niego życie lub dużo przez niego wycierpieli – wybaczyli mu. Jego prawdziwi rodzice przyjęli go z otwartymi ramionami i udzielili błogosławieństwa w związku. Przyjaciele również go przyjęli. Nawet Akira i Bayakko. I wiecie co? Teraz naprawdę poczułem się szczęśliwy. Nic mnie nie dręczyło i niczym nie musiałem się martwić. Miałem przy sobie wszystkich przyjaciół i osoby, które kocham. I oni wszyscy też byli szczęśliwi. Tylko to się liczy. A nasza trójka? Cóż… Po tym wszystkim musieliśmy jakoś odreagować. Nie wypuścili mnie z sypialni przez Ziemski miesiąc. Ale nie narzekam. Hah, przeciwnie. Mam ochotę zostać z nimi w tej sypialni już wieczność.