Życzę wszystkim czytelnikom wesołych świąt i zapraszam do czytania (^w^)
Raj
Siedziałem
w salonie, a właściwie wylegiwałem się, na bardzo ale to bardzo wygodnej sofie.
Naprawdę ile czasu już minęło ale jestem… Naprawdę szczęśliwy. Jak jeszcze
nigdy przedtem. Dookoła panuje cisza i spokój, przerywane jedynie od czasu do
czasu przyjemną dla ucha muzyką. Po raz pierwszy nie miałem się czego bać. Nie
musiałem się martwić. Było po prostu idealnie. Usłyszałem za oknem głośne
śmiech, sam też się lekko uśmiechnąłem. Dźwignąłem się z kanapy i podszedłem do
okna by za nie wyjrzeć. Rozbawiony przyglądałem się jak Byakko i Akira się
wygłupiają. Oczywiście nie byli jedyni. Rodzice Akiry, matka Byakko, moi
rodzice, wszyscy nasi przyjaciele. Byli tu. Byakko spojrzał w stronę okna i
mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
-
Przychodź tu do nas Yuuki!
- zawołał.
Akira
również na mnie spojrzał i pokiwał głową na potwierdzenie słów czarnowłosego.
Znów zachichotałem i pokręciłem z rozbawieniem głową. Ale wyszedłem. Jeśli coś
można nazwać szczęśliwym zakończeniem… To właśnie to. Mimo życia w bólu, smutku
i mękach… W końcu wszyscy jesteśmy wolni. Teraz już naprawdę będziemy na zawsze
razem i nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Sami też już nie żywimy żadnych
negatywnych uczuć. Zdarzają się tacy co zachowują urazę, nadal nienawidzą albo
mają o coś żal. Wiedziałem, że Akira i Byakko nadal któreś z takich uczuć żywią
do Suzaku chociaż nie mówią o tym na głos. Ale najważniejsze jest to, że już
nie są zazdrośni o siebie nawzajem. Wydawało mi się, że po ziemi przemknął
jakiś cień, spojrzałem do góry. I nie myliłem się. Wysoko nad nami przelatywały
piękne postacie o śnieżnobiałych skrzydłach i promiennych, radosnych
uśmiechach. Heh. Anioły. Kiedyś spotkałem jednego z nich. Są naprawdę cudowni.
Aniołami zostają ci co całkowicie wyzbywają się wszelkich negatywnych uczuć i
pragną pomagać innym. Zostać stróżami ludzi lub zachować harmonię. Są też tacy
co postanowili walczyć z Wysłańcami Piekieł, potocznie zwanymi Demonami czy
Diabłami. Dołączyłem do zabawy. Nie wiedziałem ile czasu nam na tym zleciało,
tutaj czas nie ma żadnego znaczenia. Może minęła godzina, a może rok. Nie
byliśmy też zmęczeni, nie czuliśmy żadnych potrzeb jakie czuliśmy na Ziemi. Nie
czuliśmy nic… Z wyjątkiem jednego. Jęknąłem głośno Kiedy Byakko zaczął ssać
moje sutki. Tak, wróciliśmy do domu, do sypialni. Była tylko jedna, kolejnej
nie potrzebowaliśmy. Mieliśmy tu wszystko czego tylko zapragnęliśmy. Moje jęki
zostały stłumione przez namiętne i czułe pocałunki Akiry. Nie musieliśmy ich
przerywać, nie potrzebowaliśmy powietrza, mogliśmy robić tak przez całą
wieczność. Kiedyś taka sytuacja była dla mnie nie do pomyślenia. Mogłem o tym
jedynie marzyć, a i tak naraziłbym ich oby na niebezpieczeństwo. Ale teraz są
bezpieczni. Właśnie dlatego mogę bez strachu brać ich miłość i dawać im swoją.
Dawać im całego siebie. Znów jęknąłem głośno, a raczej był to jęk wymieszany z
westchnieniem. Byakko wszedł we mnie. Baaardzo głęboko. Czułem go tak bardzo
intensywnie… Byłem bardziej wrażliwy niż wtedy gdy Suzaku dał mi ten dziwny
narkotyk. Spojrzałem na Akirę, nie chciałem by pozostał samemu sobie.
Dźwignąłem się lekko na łokciach i przysunąłem do niego. Nim się zorientował
już zajmowałem się jego penisem. Słyszałem jak wzdycha za każdym razem gdy
bardziej zaczynałem ssać. Nie byłem jednak w stanie za bardzo się na tym skupić
bowiem po kilku minutach Byakko zaczął się poruszać mocniej i jeszcze głębiej
choć nie wiem czy było to możliwe. Akira też już był twardy, czułem jak
pulsuje. I nagle Byakko zrobił coś czego nie przewidziałem. Przyciągnął mnie do
siebie tak bym przywarł plecami do jego torsu, nie wychodząc ze mnie, i
przytrzymał mnie za nogi bym nie mógł ich złączyć. Rozeznałem się w sytuacji
dopiero kiedy Akira przybliżył się do mnie od frontu. O ludzie. Oni tak serio?
Nawet nie zdążyłem się odezwać, teraz mój jęk był jeszcze głośniejszy niż te
poprzednie. O matulu. Miałem w sobie dwie bestie. Czułem się taki dziwnie
pełny… Ale nie bolało. Nadal było przyjemnie. Myślałem, że już lepiej być nie
może… Myliłem się. O mało brakowało a zaczął bym krzyczeć z rozkoszy kiedy obaj
zaczęli się na raz we mnie poruszać. A może jednak krzyczałem tylko nie
zdawałem sobie z tego sprawy? Wiem tylko, że na pewno z mojego gardła
wydobywały się w kółko cztery słowa. „Byakko”, „Akira” i „Kocham was”. W tym
momencie nic więcej nie było potrzebne. I znowu całkowicie straciłem poczucie
czasu. Nie wiedziałem ile się tak parzyliśmy jak jakieś króliki. Ale było
bardzo przyjemnie. I wiecie co? Chciałem więcej. Chciałem zostać tak już na
wieczność. Ale wiedziałem, że tak nie wypada. Mamy przecież tutaj swoje rodziny
i przyjaciół. Byli tutaj nawet moi przyjaciele, którzy spłonęli w kurorcie nad
morzem. Nie mieli mi niczego za złe. Nie muszę chyba mówić, że bardzo mnie to
ucieszyło. Z zamyśleń wyrwały mnie ostatnie pchnięcia obu moich ukochanych.
Oboje doszli w moim wnętrzu. Przez to wszystko sam również doszedłem z głośnym,
rozkosznym jękiem. Nigdy bym się nie podejrzewał, że potrafię wydobyć z siebie
takie dźwięki. Po tym jeszcze długo ze sobą tak leżeliśmy, bez żadnych
zmartwień. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Ja jako pierwszy postanowiłem się
ruszyć. Chciałem… Chciałem iść w pewne miejsce. Obaj mi pozwolili, nawet nie
zapytali się gdzie idę. Wiedzieli, że w razie czego sam im o wszystkim powiem.
Nawet lepiej, że nie wiedzieli gdzie idę. Maszerowałem przed siebie aż w końcu
dotarłem do granicy. Później już tylko „windą” w dół i… Byłem na miejscu.
Rozejrzałem się na boki. Nic się tu nie zmieniło. Prawie. Jedyną zmianą było
to, że budynek świecił pustkami. Ruszyłem przed siebie korytarzem, już się nie
bałem. Zatrzymałem się przed właściwymi drzwiami po czym przez nie przeniknąłem.
W końcu jestem duchem, rzeczy materialne nie stanowią tu dla mnie żadnej
przeszkody. Ten pokój również się nie zmienił. Był tak samo zadbany jak zawsze.
Wolnym krokiem podszedłem do wielkiego łóżka i… Spokojnie spojrzałem na swoje
ciało. Opuszkami palców przejechałem po skroni gdzie nadal znajdowała się
dziura po naboju. Po tym dotknąłem
swojej skroni, nie było nawet jednego zadrapania. Kolejny plus bycia duchem.
Żadnych ran. Przeniosłem wzrok z mojego ciała na osobę leżącą obok. Suzaku. Po
raz pierwszy zobaczyłem go płaczącego. Płakał przez sen. Miał trochę dłuższe
włosy. Czyżby minęło już kilka lat? Znów spojrzałem na swoje ciało. Nie wiem
jakim cudem ale nie zmieniło się ani trochę. Nie zaczęło się rozkładać ani
śmierdzieć. Wyglądało po prostu… Jakby pogrążone w śnie. Nagle Suzaku się
obudził i szybko rozejrzał, uspokoił się dopiero kiedy spojrzał na moje ciało.
Odetchnął z ulgą.
-
Dzięki Bogu… Miałem naprawdę okropny sen, wiesz Yuuki? Śniło mi się, że
zniknąłeś. - powiedział cicho.
Przysunął
się bliżej do ciała i przytulił, znów zamknął oczy.
-
Nie zostawiaj mnie Yuuki… Obudź się proszę. Spójrz na mnie. Odezwij się
do mnie. Naprawdę tęsknię… Możesz nawet patrzeć na mnie z nienawiścią.
Powiedzieć, że jestem nic nie wartym śmieciem. Ale obudź się już… -
zaczął mamrotać.
Pewnie
nawet nie zwrócił uwagi, że znów zaczął płakać. To było… Naprawdę smutne.
Szczerze? Wybaczyłem mu. Wybaczyłem w chwili gdy pociągałem za spust. Zamiast
tego zrobiło mi się go naprawdę żal. I przyznaję, że go nawet pokochałem.
Oczywiście nie tak jak Akirę i Byakko. Pokochałem go jak matka swoje zagubione
w życiu dziecko. Nie byłem ani matką ani kobietą ale Suzaku wyglądał w moich
oczach na dziecko które zbłądziło. Jestem pewny, że gdyby urodził się w innej rodzinie
i dokonywałby prawidłowych wyborów to jego życie potoczyłoby się inaczej.
Mógłby być nawet dobrym człowiekiem. Po prostu to wiem. Znów zasnął, nadal
wtulając się w moje ciało. Aż serce pękało na ten widok. Musiał być do mnie
naprawdę mocno przywiązany. Chyba dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. To
naprawdę smutne. Obszedłem łóżko dookoła i zatrzymałem się od strony gdzie
leżał Suzaku. Powoli położyłem dłoń na głowie zielonookiego. Oczywiście nie
mógł tego poczuć, nie było mnie tu w formie materialnej. Zamknąłem oczy i już
po chwili znalazłem się w jego śnie. A właściwie to można nazwać to koszmarem.
Cały czas patrzyłem na powtarzającą się scenę. Suzaku biegł w moją stronę, a
kiedy był już przy mnie osuwałem się martwy w jego ramiona. Za każdym razem
płakał coraz bardziej. Westchnąłem cicho i klasnąłem delikatnie w dłonie.
Zmieniła się cała sceneria. Na pięknym błękitnym i bezchmurnym niebie mieniło
się złote słońce. Nigdzie nie było żadnych budynków, jedynie piękna polana
przepełniona pięknymi kwiatami, a w oddali ciągnęła się rzeka. Suzaku rozglądał
się zdezorientowany, a ja stałem za nim, w pewnej odległości. Zauważył mnie
dopiero wtedy kiedy zaczął się odwracać by lepiej się rozejrzeć. Na mój widok
zamarł w bezruchu. Długo tak stał i się we mnie wpatrywał.
-
Yu… Yuuki…? - zdołał w końcu wydusić.
W
odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się lekko. Oczy znów zaszły mu łzami. Podszedł
do mnie i padł na kolana, nie był w stanie ustać na nogach. Objął mnie i mocno
przytulił się do mojego brzucha.
-
Yuuki… - jęknął żałośnie, na granicy szlochu.
Stałem
w bezruchu. I również go przytuliłem, lekko. Jedną ręką zacząłem gładzić go po
głowie i nuciłem jakąś spokojną, łagodną melodie. Wyczułem, że od razu zaczął
się uspokajać. Nawet się rozluźnił kiedy czuł, że nie zniknąłem. Lekko się
odsunąłem i usiadłem na trawie obok niego po czym pokierowałem nim tak by się
położył i głowę ułożył na moich kolanach. Dalej głodziłem go po głowie.
-
Wszystko jest w porządku Suzaku.
- powiedziałem spokojnie, łagodnie.
Pokiwał
lekko głową jakby chciał przekonać samego siebie do tego co powiedziałem.
Pociągnął nosem ale ostatecznie przestał płakać.
-
Tęsknię za tobą Yuuki… Nadal mam cię koło siebie ale to nie to samo co
kiedyś. Nie mówisz do mnie. Nie patrzysz na mnie. Nie uśmiechasz się. To
naprawdę mnie boli… - znów zaczął jęczeć.
Znów
zacząłem go uspokajać. Serce mi pęka kiedy widzę go w takim stanie. Po raz
pierwszy widziałem go takiego. Znaczy, przychodziłem do niego od czasu do czasu
zobaczyć jak sobie radzi. Ale tak źle jeszcze nigdy z nim nie było.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez długi czas. Aż w końcu zaczęliśmy rozmawiać, na
wszystkie możliwe tematy. Mówiłem mu by się na martwił. Powiedziałem, że już
zawsze będę nad nim czuwać. Że nie będzie sam, że będę przy nim nawet jeśli on
nie będzie mnie widział. Na szczęście bardzo go to uspokoiło. Aż w końcu
nadszedł czas bym wrócił, i by Suzaku się obudził.
- …
To wszystko mi się śni, prawda? Nie dzieje się naprawdę. -
powiedział w końcu.
Po
prostu musiałem się do niego uśmiechnąć. Teraz naprawdę przypominał zagubione
dziecko.
-
Oczywiście, że to ci się śni Suzaku. Ale czy to musi znaczyć, że nie
dzieje się naprawdę?
Popatrzył
na mnie z lekkim zdziwieniem i nadzieją. Sen zakończył się zaraz po tym jak
cmoknąłem go w czoło. Wróciłem później do nieba. Tak jak obiecałem, cały czas
miałem na niego oko. Nawet nie spodziewałem się, że nasze spotkanie może go aż
tak zmienić. Pochował moje ciało. Tak po
prostu. Jednak było widać, że jest mu z tym ciężko. Kupił trumnę na zamówienie.
Marmurową. I wykupił naprawdę ładne
miejsce do zakopania mojego ciała. Z widokiem na łąkę pełną kwiatów. Tak,
cmentarz był na wzgórzu. I życie toczyło się dalej. Nadal zabijał ale już nie
dla zabawy. Może to nasze spotkanie we śnie naprawdę jakoś pozytywnie na niego
wpłynęło? Ostatecznie jednak zginął młodo, pięć lat później. Ratując jakieś
dziecko. Serce mi się krajało ale jednocześnie radowało. Smutne było to, że już
umarł ale radowałem się z powodu jego śmierci. Udało się uratować resztki jego
człowieczeństwa. I w końcu nadszedł jego
Dzień Sądu. Rozważano wszystkie za i przeciw. Pocieszające było to, że nie
skazano go na piekło. Ale przydzielono go do czyśćca. Na bardzo długi czas. Nie
muszę chyba mówić, że nie wytrzymałem prawda? Od razu wyrwałem się do Aniołów,
ale bez agresji czy złości.
-
Chwila! A… A-a gdyby dać mu drugą szansę? Każdy na nią zasługuje prawda?
Więc… Więc jeśli pozwolono by mu odrodzić się jeszcze raz… -
mówiłem niepewnie.
Niby
nie orientowałem się za bardzo w panujących tu zasadach ale akurat tą znałem
bardzo dobrze. Każdy miał prawo do odrodzenia. Aniołowie popatrzyli na siebie
nawzajem.
-
Oczywiście możemy to zrobić ale skąd pewność, że tym razem wszystko
potoczy się inaczej? Winą jego zejścia na złą drogę było otoczenie w jakim
dorastał. Nie ma pewności, że nie wda się w złe towarzystwo. -
odpowiedział jeden z nich.
Przez
chwilę milczałem jednak szybko się odezwałem.
- A
co jeśli była by pewność? Co jeśli… Miałby przy sobie od samego początku kogoś
kto właściwie go wychowa? - zapytałem.
Taaa…
Gdybym nadal był człowiekiem uznałbym to za szaleństwo. Ale nie teraz.
Aniołowie znów na siebie popatrzyli, tym razem lekko zdumieni ale też miło
zaskoczeni. Tym razem odezwał się inny anioł.
-
Mamy rozumieć, że chcesz wrócić na ziemię razem z nim? Przejąć nad nim
opiekę?
Na
chwilę się zamyśliłem, po sekundzie uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem
twierdząco głową. I tak oto zaczęła się ponowna narada nad losem Suzako. On
natomiast wpatrywał się prosto we mnie. Posłałem mu ciepły uśmiech i
powiedziałem bezgłośnie „będzie dobrze”. W końcu mu to obiecałem. Podjęcie
decyzji zajęło im mniej czasu niż wcześniejsze obrady. Zgodzili się. Naprawdę
się zgodzili. Odesłali mnie i Suzaku na ziemię. Ja znów miałem dwadzieścia lat,
tyle ile miałem gdy zginąłem. Suzaku za to stał się… Małym dzieckiem. Miał może
z dwa lata. Mieliśmy dom. I kota. Hah, to był chyba jakiś potomek Shiro, był do
niej bardzo podobny. I tak rozpoczęło się nasze drugie życie na ziemi. Nauczyłem go chodzić. Mówić. Nauczyłem go
wszystkiego czego byłem w stanie. Dałem mu tyle ciepła i miłości jakiej
wcześniej nie zaznał. Po dziesięciu latach naprawdę czułem się jak jego rodzic.
Więź między nami bardzo się zacieśniła. Wiela razy przychodził do mnie
zapłakany lub smutny. Zawsze go wtedy pocieszałem. Nie wiem czy to sprawka tych
tam na górze ale nigdy nie zapytał mnie o swoich rodziców. Najbardziej urocze
było jednak to gdy bał się burzy. Zawsze
przychodził do mnie i mocno się przytulał. Gdy była jednak w nocy to
przychodził do mojego pokoju i spaliśmy razem. Jednak najbardziej tym co mnie
cieszyło, to to, że miał całą masę przyjaciół. Wyrastał na naprawdę wspaniałego
człowieka. Kiedy miał szesnaście lat… Zakochał się. Tak, zakochał. I ta miłość
była odwzajemniona. Rok później w swoim związku postanowił posunąć się dalej,
oczywiście zwracał się do mnie po rady więc mu wszystko szczegółowo tłumaczyłem
by nie musiał się niczym przejmować ani stresować. Tamtej nocy pozwoliłem mu zostać u jego
sympatii na noc. I co? Płakałem. Płakałem ze szczęścia jak ostatni kretyn.
Naprawdę mi się udało. Udało mi się. Suzaku dorastał otoczony miłością,
radością, przyjaźnią. Zdobył wielu przyjaciół i pomagał słabym. Ludzie, nawet
pomagał staruszkom przechodzić przez ulicę czy nieść zakupy. Całe osiedle na
którym mieszkaliśmy go uwielbiało. I co najważniejsze; znalazł w końcu kogoś
kto był w stanie odwzajemnić jego uczucia. Ja nie byłem w stanie. I nawet tego
żałuję. Gdyby nie to, to może udałoby mi się go zmienić. Ale niestety, moje
serce nie było mu pisane Pamiętam jak kiedyś zapytał mnie czemu z nikim nie
jestem. Kończył chyba wtedy podstawówkę. Uśmiechnąłem się jedynie i
powiedziałem, że już kogoś mam i na mnie czeka ale jeszcze nie możemy się
zobaczyć. Akira i Byakko śnili mi się każdej nocy. Mówili, że tęsknią i że mnie
kochają. Też mówiłem, że ich kocham. Chyba właśnie dlatego spędziłem swoje
drugie życie samotnie. Nie byłem już w stanie pokochać w taki sposób nikogo
więcej. Kiedy Suzaku miał dziewiętnaście lat kupiłem mu na urodziny duże
mieszkanie, już wyposażone, i samochód. Chciał protestować ale powiedziałem, że
to prezent na początek, dla niego i jego ukochanego. Wtedy zarumienił się tylko
i podziękował. Naprawdę jest uroczy. Nasza wspaniała przygoda zakończyła się
kiedy miał dwadzieścia lat. Byliśmy
niedaleko centrum gdy nagle rozpoczęła się jakaś strzelanina. Chyba porachunki
gangów czy coś w tym stylu. W pewnym momencie znaleźliśmy się na linii ognia i…
No cóż. Zasłoniłem go własnym ciałem. Oberwałem. Krwawiłem. I to bardzo.
Zjawiła się policja, karetka. Suzaku płakał. A ja jak zwykle go pocieszałem.
„Będzie dobrze”. Widocznie od tej pory musiał radzić sobie sam. Spełniłem swoją
rolę, wychowałem go. Reszta zależy od jego decyzji. Było mi bardzo zimno ale…
Nie czułem bólu. Po prostu czułem się jakbym zasypiał. Zanim jednak umarłem
udało mi się mu coś przekazać.
-
Będę czekać na ciebie po drugiej stronie więc… Żyj długo i bądź
grzeczny, dobrze?
Wiem,
zabawne. A może tylko mi się to wydawało zabawne w tej sytuacji? Jestem
beznadziejny w ostatnich przesłaniach. Umarłem na Sali operacyjnej. I znów
serce mi się krajało. Znów wdziałem go w takim stanie. Tym razem jednak miał
przy sobie innych. Pocieszali go przyjaciele. Wspierał ukochany. Nie był sam.
Nie musiałem się dłużej martwić. Akira i
Byakko już na mnie czekali. Znów byliśmy razem. Jednak po powrocie do raju
doznałem szoku. Zyskałem skrzydła i aureolkę. Mianowano mnie aniołem. Rada
powiedziała, że to zasługa mojego czystego serca. Zostałem Aniołem Stróżem
Suzaku jednak mogłem spędzać czas w raju z moimi ukochanymi. Z czasem moi nowi
przyjaciele również pojawiali się w Raju. Czas tutaj naprawdę szybko leciał…
Ale jeśli chodzi o Suzaku to dla mnie naprawdę się dłużył. Zielonooki dożył
dziewięćdziesięciu lat, razem za swoim ukochanym. Chłopak umarł ze starości
jako pierwszy, Suzaku kilka dni po nim. Jego wybranek serca w tym czasie zdążył
się dowiedzieć o nim wszystkiego jednak mimo to i tak go kochał. I po śmierci
Suzaku odzyskał wspomnienia. Z poprzedniego życia i sądu. Dopiero po nim mogłem
powiedzieć, że naprawdę mi się udało. Czas pobytu w czyśćcu zdecydowanie się
zmniejszył jednak… Chciałem by mógł wejść do Raju już teraz. I być ze swoim
ukochanym. Dlatego też i tym razem postanowiłem się za nim wstawić.
Nakłaniałem. Prosiłem. I poświęciłem skrzydła. Status Anioła. Było to dla mnie
zaszczytem. Ale bardziej od tego pragnąłem szczęścia Suzaku. On chyba również w
końcu pojął miłość jaka nas łączyła. Czysto rodzicielską. Na szczęście moje
poświęcenie nie poszło na darmo. Powiedzieli mi, że to naprawdę duże
poświęcenie. I że jeszcze żaden anioł za nikim tak się nie wstawiał. Popłakałem
się ze szczęścia kiedy Suzaku w końcu przekroczył bramę Raju. Jego sympatia,
Ayato, wyrwała się do niego biegiem i rzucił mu się na szyję. W końcu wszystko
było tak jak być powinno. Jego winy zostały odkupione. Wszyscy tutaj, którzy
stracili przez niego życie lub dużo przez niego wycierpieli – wybaczyli mu.
Jego prawdziwi rodzice przyjęli go z otwartymi ramionami i udzielili
błogosławieństwa w związku. Przyjaciele również go przyjęli. Nawet Akira i
Bayakko. I wiecie co? Teraz naprawdę poczułem się szczęśliwy. Nic mnie nie
dręczyło i niczym nie musiałem się martwić. Miałem przy sobie wszystkich
przyjaciół i osoby, które kocham. I oni wszyscy też byli szczęśliwi. Tylko to
się liczy. A nasza trójka? Cóż… Po tym wszystkim musieliśmy jakoś odreagować.
Nie wypuścili mnie z sypialni przez Ziemski miesiąc. Ale nie narzekam. Hah,
przeciwnie. Mam ochotę zostać z nimi w tej sypialni już wieczność.
oww słodko <3 To był naprawdę kochany rozdział <3 dziękuję, że go napisałaś :D Wesołych świąt~~
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten wspaniały trójkącik, nawet nie wiesz jak ja o nim marzyłam *w*
OdpowiedzUsuńTakie prezenty to ja mogę dostawać na co dzień XDDDD *straszna ze mnie egoistka, ja to wiem xdd*