piątek, 25 grudnia 2015

Zamówienie 2

A oto oneshoot dla panienki Angelique Silence ^w^






Master games




Piękny poranek. Słonko świeci, ptaszki za oknem  śpiewają, słońce wpada przez okno jednak nie jest w stanie dosięgnąć łóżka, ani osoby na niej śpiącej. Było mu tak przyjemnie mięciutko w pościeli, miał też taki przyjemny sen… Wszystko byłoby wręcz bajkowe gdyby nie pewna starucha…
   -   Wstawaj Aoba!   -   wydarła się tuż nad jego głową.
Było to tak nagłe i szokujące wydarzenie, że niebieskowłosy zleciał z łóżka. Zaraz po tym dało się słychać odgłos głuchego uderzenia, ciała o podłogę, i głośny jęk.
   -   Babciu zlituj się…   -   jęknął zbierając się z podłogi.
Może i kochał swoją babcię ale chwilami uważał ją za prawdziwą wiedźmę. Jedynie kapelusza i miotły jej brakowało. No, chyba, że wzięłaby tą ze schowka, wtedy tylko kapelusza braknie. Mimo to postanowił się ruszyć, nie chciał jeszcze bardziej denerwować staruszki.  Wykonał wszystkie poranne czynności po czym przebrał się w codzienne ciuchy. Po śniadaniu nasłuchał się co ma kupić kiedy będzie wracać po czym pożegnał się z kobietą i ruszył w miasto. Celem jego podróży był pewna wieeeelka firma. Tak, był jej głównym zarządcą jednak pozostawał w cieniu i pozwolił by za właścicieli uchodzili jego przyjaciele, Virus i Tip. Sam Aoba zaszywał się w swoim ukrytym biurze i spędzał miło czas. Ale żeby było jasne – on się nie obijał. Był mózgiem całej firmy. Musiał się wykazywać naprawdę kreatywnym myśleniem, później wydać polecenia i kierować wszystkim za pośrednictwem bliźniaków. Ach, no tak. Nie było powiedziane co to za firma. Produkowała ona najlepsze gry i konsole. Aoba ostatnio wymyślił konsolę, która umożliwia przeniesie umysłu gracza do wirtualnego świata(tak, tak, pomysł zainspirowany SAO XD).   Pierwszą konsolę jaką wyprodukowano miał właśnie w swoim gabinecie.  Dlatego właśnie uwielbiał swoją pracę. Była dla niego wszystkim. No prawie. Czasami marzył o tym by to właśnie świat gry był tym prawdziwym. Jedyne czego by mu tam brakowało to babci. Do pomieszczenia wszedł białowłosy chłopak i mały czarny piesek.
   -   Witaj z powrotem Aoba.   -   odezwał się pies.
Tak, pies się odezwał. Czemu? On i białowłosy byli androidami, stworzonymi przez Aobę. Osobiście ich składał.
   -   Cześć Ren, Clear.   -   przywitał się z lekkim uśmiechem.
Zdjął z siebie kurtkę i odwiesił ją na wieszak, został w czarnej koszuli z długimi rękawami, sportowych butach i ciemnoniebieskich jeansach.
   -   Jak się ma Sei?   -   zapytał.
Androidy zaprowadziły do wielkiej półki z książkami. Była oczywiście prawdziwa ale robiła również za drzwi do sekretnego korytarza, który prowadził do ukrytego pomieszczenia. Nikt z wyjątkiem Aoby, Ren’a i Clear o nim nie wiedział. Jedyne co się w nim znajdowało to krzesełko, maszyny, cała masa kabli i jedna kapsuła wypełniona specjalną substancją. Tam też docierały wszystkie kable. Niebieskowłosy powoli podszedł do kapsuły i przyłożył delikatnie dłoń do szklanej ścianki przez którą można było spojrzeć do środka. Wewnątrz kapsuły znajdował się nagi, czarnowłosy mężczyzna. Wyglądał jakby spał. Gdyby nie kolor włosów i ich długość, sięgały mu one bowiem do ramion, można by powiedzieć, że wygląda identycznie jak Aoba. Cóż, nic w tym dziwnego. W końcu byli bliźniakami. Trzymali się razem od urodzenia aż do piętnastego roku życia. Wtedy ich rozdzielono. Aoba nigdy nie przestawał szukać brata aż w końcu go znalazł ale… Już wtedy był pogrążony w śpiączce. Udało mu się go odzyskać i trzymał go przy sobie. Specjalnie po to stworzył Ren’a i Clear, by go pilnowali i opiekowali się nim gdy Aoby nie ma aktualnie w firmie. Prawidłowe ciało Ren’a było chwilowo w naprawie więc musiał wytrzymać tymczasowo w ciele psa. Posiedział jeszcze trochę przy kapsule brata po czym wrócił do swojego gabinetu. Założył  specjalny hełm po czym pozwolił by jego umysł odpłynął do świata gry. Kiedy ponownie otworzył oczy był tam gdzie ostatnio, w swoim domku. Przebrał się w kombinezon, który dodawał mu zwinności i kamuflażu, narzucił do tego długi czarny płaszcz i założył na głowę kaptur. Włosy miał spięte w ładną fryzurę, celem było to by nie przeszkadzał no ale ładnie się przy tym ułożyły. Udał się do karczmy w centrum miasta gdzie spotykało się wielu graczy. Jedni w celach towarzyskich inni; nie koniecznie. Właśnie w takim celu przybył tu Aoba. Był tu umówiony z pewnym typkiem. Chciał by Aoba pomógł jego ekipie w pewnej sprawie. Dużo płacił więc złotooki nie miał nic przeciwko. Kiedy mężczyzna się zjawił dodali się nawzajem do znajomych by mogli się porozumiewać i podał mu nazwy członków drużyny, ich również dodał do znajomych. Złotooki wziął od typka zaliczkę i mapę terenu, którą na szybko przestudiował. Od razu wypatrzył dla siebie idealne miejsce. Oddał mapę po czym oznajmił, że będzie na miejscu i nie mają się czym martwić. A on zawsze dotrzymuje słowa. Tak jak obiecał tak zrobił. Był na miejscu, w punkcie, który sobie wypatrzył. Był on jednak z dala od miejsca spotkania grupy. Dlatego nie zdziwiło go to, że czat wręcz wariował od wiadomości. W pewnym momencie przełączono je na rozmowy głosowe. Mimo odległości słyszeli się doskonale.
   -   Gdzie ty do cholery jesteś Sly Blue?!
Westchnął cicho po czym wyjął z ekwipunku potrzebny sprzęt, zaczął się powoli rozkładać. W tej odległości miał pewność, że nikt go nie znajdzie.
   -   Rany, nie drzyjcie się tak… Obiecałem, że wam pomogę tak? I jestem. Nie musicie mnie widzieć. Gwarantuję wam, że jeśli nie będziecie szaleć to ochronię tyłki całej waszej bandy. Taka w końcu rola snajpera. Wysłałem wam na pocztę „gwarancję”. Jeśli zawiodę wszystko z mojego skarbca i zbrojowni przejdzie na waszą drużynę.   -   powiedział spokojnie.
Odpowiedziała mu grobowa cisza. Zapewne wszystkich zatkało. No i oczywiście kiedy się ocknęli pewnie sprawdzili pocztę. Lider grupy westchnął cicho po czym odchrząknął. W tym czasie Aoba zdążył się rozłożyć na swojej miejscówce. Kiedy już wszystko miał gotowe położył się brzuchem na ziemi, oparł się na łokciach i dobył swojej ukochanej snajperskiej broni. Spokojnie obserwował otoczenie przez najlepszej jakości lunetę doczepioną do jego snajperki. Po kilku minutach zobaczył inną grupę. Wtedy Aoba zrozumiał o co w tym wszystkich chodziło, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Więc porachunki między dwiema drużynami. Hah, jego zleceniodawca musi być albo słaby albo tchórz. Bo raczej nikt uczciwy nie zatrudnia snajpera by zapewnić sobie zwycięstwo? Przyjrzał się dokładniej drużynie przeciwnej i od razu zrozumiał dlaczego go wynajęli. Zatrzymał swój wzrok na rudowłosym mężczyźnie z wieloma kolczykami. Mimowolnie serce zabiło mu trochę szybciej. Oj tak, znał tego mężczyznę… Chociaż nigdy wcześniej się nie spotkali. Aoba widział go tyko kilka razy z daleka. Można to chyba nazwać szczeniackim zauroczeniem. Miłość od pierwszego wejrzenia. Zabawne Ale cóż, zlecenie to zlecenie, nie ma zmiłuj.. Złotooki przygotował się i zachował spokój, tylko on się teraz liczy. Drużyny się spotkały. Liderzy uścisnęli sobie ręce, rozeszli się po całym terenie i zaczęła się rozgrywka. Rudy od razu sprawdził listę członków drużyny przeciwnika. Dobrze zrobił. Każdy kto ma trochę oleju w głowie robi to jako pierwsze. Ale Aoba nie był członkiem drużyny. Jego zleceniodawca musiał się na to naprawdę dobrze przygotować. Sprawdzenie listy jednak nie było wystarczające dla rudzielca. Zaczął się rozglądać i sprawdzać teren. Uśmiech Aoby się poszerzył. Był teraz tak podekscytowany, że zapomniał i zdjęciu z głowy kaptura jednak nie przeszkadzał mu on. Dawno nie miał okazji się pojedynkować z jakimś dobrym graczem A ten rudzielec był w pierwszej dziesiątce rankingu. Noiz. W tym świecie nie było osoby, który by go nie znała, no chyba, że byłby to początkujący.
   -   Czas na zabawę~.   -   powiedział wesoło, i melodyjnie, do samego siebie.
Ale, że nadal był na czacie znajomych to drużyna jego zleceniodawcy też go usłyszała. Nikt nic jednak nic nie powiedział. W tym momencie uznali go za lekko przerażającego. Niczym bóg obserwował jak rozpoczęły się „podchody”. Po jakimś czasie jeden z przeciwników zaszedł od tyłu osobę której był „aniołem stróżem”. Westchnął ciężko. Jak im się udaje utrzymać w rankingu z tak niską ostrożnością…  Wycelował przeciwnikowi prosto w skroń i zanim tamten wykonał ruch, pociągnął za spust.



~*~



Tego dnia Noiz miał wyjątkowo niepewne przeczucia. A raczej – nie mógł określić czy są one złe czy dobre. Był liderem dość potężnego klanu i starał się pomagać wszystkim jego członkom.  Za każdym razem wyruszał z jakąś grupą na pole bitwy, tym razem była to grupka nowicjuszy. A raczej byli już w Klanie od kilku tygodni więc takimi nowicjuszami to już nie byli. Tego dnia mieli walczyć ze swoimi zaprzysiężonymi wrogami,  z drużyną należącą do Klanu BloodLust Wszystko ładnie się zapowiadało, myślał, że pójdzie im w miarę łatwo. Sprawdził członków drużyny, zbadał teren, wszystko było w porządku. Wtedy nie wiedział jak bardzo się myli. Piekło zaczęło się dopiero wtedy kiedy padł pierwszy strzał. Jest tylko jedno ale. Strzał nie padł ani z broni jego drużyny ani z broni drużyny przeciwnej.
   -   Raito, kto cię zestrzelił?   -   zapytał szybko, chowając się za jakąś skałą.
   -   Nie mam pojęcia szefie… Właśnie zaszedłem od tyłu jednego z ich drużyny, chciałem poderżnąć mu gardło gdy nagle dostałem kulkę prosto w łeb. Ale system nie pokazał kto mnie zabił, zupełnie jakby był tu jakiś duch.
Noiz zaczął szybko analizować sytuację, szybko go olśniło.
   -   Wszyscy miejcie się na baczności! Wynajęli snajpera!   -    wysłał wszystkim wiadomości na pocztę.
Skarcił się w myślach, nawet nie wziął pod uwagę tego, że mogli wynająć kogoś z zewnątrz. I nie przyjęli go do drużyny dzięki czemu nie było go na liście, bardzo pomysłowe. Tylko gdzie on jest do cholery? Rudy zbadał przecież cały teren w promieniu półtora kilometra w każdą stronę! Z większej odległości nikt nie dałby rady żeby… Zamarł w bezruchu. Cholera. Zatrudnili kogoś z pierwszej dziesiątki. Innej opcji nie było. Na wieść o snajperze cała jego drużyna dobrze się ukrywała ale każdy był demaskowany gdy tylko chciał już zabić przeciwnika. To prawie tak jakby czuwał nad nimi Anioł Śmierci. Czas mijał, a Noiz w końcu został sam. Obrał inną taktykę. Zamiast zaatakować przeciwników ukrył się i wypatrywał skąd padają strzały. Jeśli chciał wygrać musiał wykończyć najpierw snajpera. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że jest on cholernie dobry. Los się do niego uśmiechnął i w końcu udało mu się go namierzyć. A odległość z jakiej strzelał wywarła na nim wrażenie. Żaden przeciętniak nie dałby rady strzelić tak precyzyjnie z odległości trzech kilometrów i to z takiej wysokości! Kurwa, ten snajper rozłożył się na pierdolonej górze!  Oczywiście wszyscy polegli z jego drużyny mieli teraz możliwość obserwowania rozgrywki przez jego oczy. No z jego perspektywy czyli.
   -   O kurwa.   -   powiedział któryś z nich kiedy zobaczyli gdzie chowa się snajper.
   -   To na pewno jest gracz?   -   zapytał ktoś inny.
No tak, nawet dla nich takie umiejętności gracza były nie do pojęcia. Noiz zaczął wszystko dokładnie analizować. Snajper nie mógł być byle kim. Musiał mieć w chuj dużo forsy na sprzęt i kupno skilli.  I to nie byle jakich. Musiał być najwyższej rangi VIPem i mieć duży staż. No i przede wszystkim był doświadczony. Całkiem możliwe, że był nawet beta testerem. Pozostawało tylko pytanie: kim on do kurwy nędzy jest?! Poczekał aż przeciwnicy go ominą po czym ruszył biegiem ukrywając się za wszystkim co się da. Od czasu do czasu w jego strony leciały pociski snajpera ale udawało mu się je ominąć, tylko kilka go drasnęło i jedno trafiło w ramię. Całe szczęście, że w grze nie da się czuć bólu. Jego HP spadło prawie o połowę ale w kocu udało mu się dotrzeć do góry. Teraz muszę tylko dorwać tego gnojka. Skoro ukrywał się na tak dużej odległości musiał być typem długodystansowca, czyli w bezpośrednim starciu będzie na straconej pozycji. Biegł bardzo szybko drogami, które prowadziły na sam szczyt góry… Czyli jakieś dziesięć pięter. Kiedy był już blisko był zmuszony się ukryć bowiem w jego stronę poleciał granat. I to nie byle jaki. Ledwo się schował a już usłyszał wybuch i jak setki gwoździ wbijają się we wszystko dookoła. A zostały mu jeszcze dwa piętra. Nie było już tak łatwo. Wszędzie porozstawiane były pułapki wysokiej klasy. Ominięcie ich dla zwykłego gracza było wręcz niemożliwe. Ale Noiz na szczęście nie był zwykłym graczem.n Z wielkim trudem ale jednak zdołał ominąć pułapki. Liczył się z tym, że snajper zdążył się ukryć i rozstawić nowe pułapki, był teraz bardzo czujny i ostrożny. Dotarł w końcu na miejsce tak jak się spodziewał, po snajperze i jego sprzęcie nie było widać ani śladu. Jedyne co go zainteresowało to to, że nie było widać żadnych pułapek. A raczej on nie był w stanie ich wykryć.  Pytanie tylko: czy były aż tak dobrze ukryte czy nie było ich wcale? I gdzie mógł się schować snajper? Jego drużyna również milczała, obserwowała wszystko w dużym skupieniu. W dłoni trzymał nóż, była to limitowana edycja, były takie tylko trzy, dla tych którzy wykonali specjalnego questa. Super trudnego. Ale Noiz nie znał pozostałych dwóch właścicieli, może nawet to i lepiej. W każdym razie – nóż ten był niezniszczalny, nasączony rzadką trucizną i zadawał duże obrażenia. 150 HP od jednego draśnięcia. Panującą ciszę przerwał cichy szmer, a może podmuch wiatru? Nie miał pojęcia ale postanowił się odwrócić. I dobrze zrobił; rudzielec schował się za skałą w ostatnim momencie. Mimo to jeden z pocisków drasnął go w policzek.
   -   Ciao bella~!   -   zawołał radośnie snajper.
Co do…?! Przecież ten gnojek był zaledwie dwadzieścia metrów dalej! Czyli on się nie ukrył. Po prostu zmienił pozycję i przygotował się do obrony. Teraz był pewny, że musi być zawodowcem  w tym co robi. Noiz szybko zaczął obmyślać jakiś plan ale nic nie przychodziło mu do głowy. Dlatego po prostu postanowił zagadać przeciwnika. Kto wie, może się uda?
   -   Możesz być z siebie dumny, dawno nie musiałem się tak wysilać.   -   powiedział głośno nadal pozostając w ukryciu.
Usłyszał chichot. Był to piękny dźwięk… Ale też lekko przerażający. A przynajmniej przyprawił go o lekkie dreszcze.
   -   Też się cieszę, że spotkałem kogoś z pierwszej dziesiątki panie Noiz~.   -   odpowiedział melodyjnie snajper.
Heh, to pewne, że go znał, jak każdy. Mimo to…
   -   Heh. I znów masz przewagę. Znasz mnie ale ja ciebie nie bardzo…   -   ciągnął.
Jedyne co był w stanie zauważyć to to, że snajper był odziany w płaszcz i skrywał twarz pod kapturem. Przez to nie był w stanie zobaczyć jego nazwy ani go rozpoznać. Najważniejsze jednak, że udało mu się go na krótko zagadać.
   -   Nie jest ci ta wiedza potrzebna~   -   odpowiedział snajper.
Po tym się zaczęło. Noiz zerwał się do biegu i zaatakował. Ale gnojek był zwinny, unikał wszystkich jego ciosów. Tylko raz go drasnął i co? 150 HP okazało się zaledwie małym skrawkiem życia snajpera. I od razu się zregenerowało. Musiał wykupić sobie funkcję regeneracji ale to nie są tanie rzeczy. I nie ma takiej, która leczy 150 a nawet 200 HP w ciągu kilku sekund. Jest tylko najwyższa, która leczy 300 HP na dziesięć sekund. Niższa sięga tylko do setki. I znów pojawiło się pytanie. Kto to do cholery jest?! To było dla niego nie do pojęcia. Nigdy nie spotkał nikogo silniejszego od siebie. Zawsze wygrywał. I teraz… Miał przegrać po raz pierwszy?  Czat drużynowy został wyciszony, zapewne wszyscy na raz zaczęli nawijać co na pewno by go rozproszyło. Znów się zamachnął, dopóki chłopak nie miał przy sobie broni palnej było dobrze. Ale musiał wykończyć go jak najszybciej inaczej… Zrobił wielkie oczy i szybko zrobił unik. Ledwo uniknął jednego ostrza i już musiał uciekać przed drugim.  Co..?!   Spojrzał na snajpera.  Pod kapturem widać było jedynie jego uśmiech i śnieżnobiałe zęby. Przeciwnik w obu dłoniach trzymał…
   -   No chyba sobie jaja robisz…   -   po prostu nie wytrzymał, musiał to powiedzieć.
Nieznajomy jedynie zachichotał i ponownie zaatakował. W obu dłoniach miał dwa takie same noże jaki miał Noiz. Nie ogarniał tego. Były przecież tylko trzy egzemplarze dla trzech osób. Jedynym sposobem by je zdobyć to wykonać questa i wygranie jej w czasie pojedynku… I wszystko stało się jasne. Nieznajomy wykonał questa. Tak zdobył pierwszego. Drugą wygrał w zakładzie. Ale żeby go wygrać musiał postawić na szali swojego noża. W tamtym momencie albo bardzo ryzykował albo był pewny swojej wygranej. Noiz naprawdę chciał to szybko zakończyć ale nie był w stanie. Zwłaszcza, że przeciwnik z każdą sekundą poruszał się coraz szybciej. Istny obłęd! Wtedy po raz pierwszy oberwał. Rudzielec dostał ostrzem prosto w klatkę piersiową przez co spadła mu jedna czwarta życia. Dalej było już tylko gorzej i po dziesięciu minutach wskaźnik HP wskazywał poniżej połowy. Noiz zacisnął zęby po czym udało mu się kopnąć snajpera i sam odskoczył by zachować sporą odległość. Cholera, nie docenił go. Myślał, ze skoro jest snajperem to musiał wszystko zainwestować w umiejętności i statystyki z tym związane. A tu się okazuje, że nie jest tylko dobry na dystans ale też w bezpośrednim starciu. Prychnął cicho i szybko wyjął z ekwipunku jakiś pilot. Zakapturzona postać na chwilę zamarła w bezruchu by zaraz się gwałtownie wyprostować.
   -   Bez jaj.   -   powiedział słabo.
Rudzielec tylko uśmiechnął się szerzej. Tak, ten pilot miał tylko jeden guzik. Bingo. Noiz trzymał właśnie w ręce detonator.  Kiedy wspinał się na szczyt góry po drodze rozkładał ładunki wybuchowe. Bardzo silne ładunki, i o dużej sile rażenia.
   -   Bum.   -   odpowiedział jedynie.
I wcisnął guzik. No i tak jak powiedział: BUUUM! Jak nie jebnie jak nie trzaśnie i cała góra zmieniła się w stertę wielkich głazów. W powietrzu unosiło się tyle kurzu, że w normalnym świecie można by się nim udusić. Po kilku minutach Noiz wygrzebał się spod sterty mniejszych kamieni i dosłownie padł na ziemię plackiem. Był wykończony i zostało mu jedynie 200 HP. Myślał, że to już koniec… Jednak po raz kolejny się mylił. Jego przeciwnik pojawił się znienacka, jakby wyłonił się spod ziemi. Oczywiście jego płaszcz był nieźle uszkodzony ale nadal się trzymał i zakrywał twarz wroga. Mocno nadepnął na klatkę piersiową Noiz’a i wycelował spluwą w jego głowę. I znów nie był to byle jaki sprzęt. Nigdy w życiu nie widział takiego modelu czyli nieznajomy musiał zrobić go osobiście. Zalicza się to do unikatowych przedmiotów. Znów zobaczył ten budzący ciarki uśmiech i rząd białych zębów. Ale tym razem zobaczyć coś jeszcze. Intensywne złote ślepia i kilka kosmyków błękitnych włosów.
   -   Hasta la vista~.   -   zaszczebiotał wesoło.
I pociągnął za spust. Noiz oberwał kulkę prosto oczy i jego pasek HP spadł do zera. To dopiero była siła. Po chwili jego ciało się rozpadło i mężczyzna zrespawnował się w punkcie odrodzenia gdzie czekali na niego członkowie drużyny. Przegrał. Po raz pierwszy z kimś przegrał. I przyjął to nawet całkiem spokojnie. Ale jedno było pewne. Ni spocznie dopóki nie dowie się kim był jego przeciwnik.



~*~



Aoba przez cały ten czas naprawdę świetnie się bawił. Kiedy zobaczył, że Noiz go wypatrzył i ruszył biegiem w stronę jego kryjówki ekscytacja złotookiego powoli zaczynała sięgać zenitu. Ciało zaczynały przeszywać przyjemne dreszcze gdy rudzielec dotarł do góry i zaczął się wspinać. A kiedy zjawił się już na miejscu… Zaparło mu dech w piersiach. Naprawdę przyjemnie mu się walczyło kiedy już doszło do starcia. Noiz był naprawdę uroczy~. I szczerze zaskoczył go tymi ładunkami wybuchowymi. Cóż, koniec końców Aoba i tak wygrał. Wybuch zeżarł mu ponad połowę HP ale szybko zaczęło mu się ono regenerować, po kilku minutach znów miał cały pasek. Cieszył się, że wykupił to samo leczenie się ran.  Kiedy się już ogarnął wrócił do grupy swoich zleceniodawców i odebrał resztę zapłaty.  Po tym udał się w miejsce gdzie nigdy nie zapuszczał się żaden gracz. Do zamku Króla NPCtów. To właśnie on tworzył je wszystkie. Najbardziej jednak kreatywnie wychodziły mu Bossy. Aoba zawsze mu przy nich pomagał, dawał propozycje i ogólnie spędzali ze sobą dużo czasu. Właśnie dla tego Króla chciałby zostać w tym wirtualnym świecie na zawsze. Dla Sei’a. Tak, król NPCtów był bratem Aoby. To właśnie dla niego niebieskowłosy stworzył te gry, ten świat. By mógł żyć chociaż tu skoro nie może żyć w prawdziwym świecie. Nie było sposobu by wybudzić go ze śpiączki. Jedynym rozwiązaniem było przenieść jego umysł do świata wirtualnego. I to też Aoba uczynił. Wylogował się dopiero wtedy gdy słońce zaczynało już zachodzić. Zrobił zakupy by jego babcia nie narzekała. Od tamtego dnia minęły dobre dwa miesiące aż tu nagle…
   -   Sly Blue.   -   powiedział ktoś.
I nie, to nie było w grze. Działo się to w prawdziwym świecie. Przechodził właśnie ulicą i minął się z rudzielcem. Oczywiście od razu go rozpoznał ale nie zareagował. Jedyne czym się różnił od postaci w grze to tym, że nie miał kolczyków. Złotooki nie spodziewał się jednak, że ten rudzielec odkryje jego wirtualną tożsamość. Na słowa mężczyzny Aoba zatrzymał się i popatrzył na niego z lekkim zaskoczeniem po czym uśmiechnął się zadziornie.
   -   Więc jednak zadałeś sobie trochę trudu by mnie znaleźć… Czy może moi byli zleceniodawcy się wygadali?   -   odpowiedział zaczepnie.
Mężczyzna na to odpowiedział lekkim uśmiechem rozbawienia.
   -   Trochę poszperałem. A oni tylko potwierdzili moje przypuszczenia.   -   odpowiedział jedynie.
I jak to się skończyło? Zaprosił Aobę na kawę. I oczywiście podczas tego spotkania Noiz starał się nakłonić Aobę by dołączył do jego Klanu jednak ten uparcie odmawiał. W końcu zajmował czwarte miejsce w rankingu więc Noiz zajmujący piąte miejsce nie był dla niego jakimś większym wyzwaniem. Ale nawet jeśli Aoba odmówił od dołączenia do klanu… I tak spędzał w nim dużo czasu, głównie z Noizem. Nie trzeba chyba mówić, że po miesiącu zostali najlepszymi przyjaciółmi. Ale nadal nie dołączył do Klanu. Tak, uparta z niego bestia.  Mimo to pomagał im na misjach, oczywiście za darmo. Kilka razy nawet uratował Noiz’a.
   -   Co ty byś zrobił beze mnie?   -   zapytał rozbawiony.
Był oczywiście na czacie głosowym znajomych. Teraz jedynymi jakich miał na liście to Sei i Noiz. Klan rudzielca wygrywał każdą walkę. Aoba zmienił nawet swoje codzienne zwyczaje. Ustalił sobie, że nie będzie mieszać życia z gry do tego prawdziwego, a tu proszę. Prawie codziennie spotykał się z Noizem. Po kilku kolejnych tygodniach ich relacje znów się zmieniły. Wstąpiły na wyższy poziom. Ale żaden z nich się do tego nie przyznał. Z pomocą niebieskowłosego Noiz dostał się na czwarte miejsce w rankingu, Aoba zajął trzecie. Kilku kumpli z Klanu rudzielca postanowiło to oblać więc urządzili imprezę w jednym z popularnych klubów. Oczywiście nie było mowy by obeszło się bez alkoholu. Było go nawet za dużo. A Noiz i Aoba wymyślili sobie zawody w piciu. Nic więc dziwnego, że obaj szybko się upili… A przynajmniej częściowo. Opuścili klub przed końcem imprezy. Poszli do Noiz’a. Rozmowy, śmiechy, umysł przyćmiony trochę przez procenty… Nawet nie wiedzieli kiedy wylądowali w sypialni rudzielca. Kilka kolejnych chwil później byli już bez ubrań. Cała reszta potoczyła się w  wiadomym kierunku.
Obaj obudzili się następnego ranka i byli nieźle zakłopotani.Tak dokładniej to Aoba spłonął rumieńcami i obiecał sobie, że już nigdy nie tknie alkoholu. Powiedzieli sobie, że postarają się zapomnieć o tym incydencie, nie powinno być trudno skoro i tak film im się urwał. Mimo to żaden z nich nie potrafił o tym zapomnieć. Cały czas myśleli o tym co zaszło i zaczęli o tym nawet fantazjować. Znaczy – śniło im się to w nocy. Rudzielec nawet czasem nie zasypiał, bał się swoich snów. Zwłaszcza, że przez nie coraz bardziej tracił nad sobą kontrolę. Pragnął Aoby. Ale w końcu nie wytrzymał. Zaprosił go do siebie. Posiedzieli. Pogadali. Pośmiali się. I nagle Noiz zaciągnął go do sypialni.
   -   O-oi! Co cię napadło?!   -   zapytał zaskoczony złotooki.
Noiz jedynie uciszył go pocałunkiem. I to bardzo namiętnym, Aoba aż się zarumienił, tak samo bardzo jak po wcześniejszym przebudzeniu w łóżku mężczyzny. Już miał zamiar jakoś uciec ale Noiz pokrzyżował mu plany. Związał mu ręce za plecami. Swoim krawatem. Po tym powoli podciągnął koszulkę złotookiego do góry, swojej już nie miał. Przyznać trzeba, że Aoba miał na co popatrzeć.
   -   N-noiz!   -   znowu spróbował ale mężczyzna w ogóle się nie przejmował.
Nie ważne jak bardzo Aoba protestował i się wyrywał. Mężczyzna powoli go rozbierał całując każdy skrawek ciała niebieskowłosego. Od razu widać było, że rudzielec się na to przygotował. Miał pod ręką wszystkie potrzebne rzeczy. Przygotował Aobę, nawilżył i dopiero wtedy w niego wszedł. Nie tylko dla pewności związał chłopakowi ręce. Nie chciał aby zatykał usta by powstrzymywać swój głos. Dlatego właśnie jęki Aoby rozchodziły się po całej sypialni i nie miał jak się powstrzymywać. A one tylko nakręcały Noiz’a coraz bardziej. Trzymał chłopaka mocno, ale jednocześnie delikatnie, za biodra i przyciągał do siebie na tyle na ile było to możliwe, wchodził przez to bardzo głęboko. Widać było, że mężczyźnie jest przyjemnie ale wyglądał też jakby się na czymś skupiał… Jakby chciał coś znaleźć. Nagle złotooki wygiął się w łuk i zrobił wielkie oczy.
   -   N-nie… Przestań… Aaaaach…. Nie tam…~!   -   wyjęczał ledwo łapiąc oddech.
Na twarzy Noiz’a pojawił się uśmiech zadowolenia. Znalazł to co chciał znaleźć. „Punkt rozkoszy” Aoby. Dlatego właśnie nie przestał. Przeciwnie, teraz męczył go jeszcze bardziej. I bardziej intensywnie. Nie musiał długo czekać, w końcu doszli oboje. Aoba w końcu mógł odetchnąć. A raczej tak myślał. Pomylił się. Noiz okazał się bardzo ale to bardzo niewyżytym i napalonym zboczeńcem. Przeleciał złotookiego jeszcze trzy razy, podczas ostatniego w końcu rozwiązał mu ręce. Ale Aoba już nie uciekał ani nie chciał powstrzymywać jęków. Jedynie objął mężczyznę za szyję. W tej chwili chciał go mieć jak najbliżej siebie. Kiedy doszli ostatni raz położyli się obok siebie na łóżku. Zapanowała kilku minutowa cisza.
   -   Wiesz… Może wyjdę na prześladowcę ale… Od dawna cię obserwowałem. Półtora roku.
Zakochałem się.   -   wyrzucił z siebie Noiz.
Aoba popatrzył na niego zaskoczony ale zaraz cicho zachichotał.
   -   Ty to masz wyczucie z wyznaniami.   -   stwierdził rozbawiony.
No bo kto wyznaje miłość po, zamiast przed, seksie? Mężczyzna również się uśmiechnął. Oczywiście złotooki przyjął jego uczucia. Zostali parą. W końcu sam Aoba również go obserwował. Tylko, że od trzech lat. Czyli od kiedy gra została wyprodukowana i od kiedy Noiz zaczął w nią grać.  Ale o tym rudzielec wiedzieć nie musi… Ani tego, że to Aoba jest twórcą konsoli do gier. Przynajmniej na razie.
   -   Ale do twojego Klanu i tak nie dołączę.   -   oznajmił wytykając rudzielcowi język.
I co? Następnego dnia był członkiem Klanu. Widocznie miłość może zmienić nawet takiego uparciucha.

1 komentarz:

  1. O MAJ GAAAAASZ!
    Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale ni weny na udzielanie opinii, ni siły na ruszenie tyłka do klawiatury, także w końcu się zebrałam~!
    Wielbię Cię, kobieto, to takie urocze, słodkie, śliczne ♥ No i aż śmiechłam, gdy dotarłam do reakcji Noiz'a na widok Aoby z dwoma limitowanymi sztyletami, jakoś tak mnie rozbawiło XD
    Biedny rudzielec, tyle przegrać XDD
    W każdym bądź razie dziękuję stokrotnie za świetnego oneshota i całuję po stopach za poświęcony czas ^^ XD

    OdpowiedzUsuń