Aniołek
Tego
dnia zapowiadało się naprawdę słonecznie.
Na niebie nie było ani jednej chmurki, a ptaszki śpiewały wesoło swoje
śliczne piosenki. Takie właśnie pogody najbardziej uwielbiał. Mógł wtedy robić
tyle ciekawych rzeczy! Pojeździć na rowerze, umówić się z przyjaciółmi, iść
popływać albo na spacer do parku… Tyle różnych możliwości! Pewnie dalej
wpatrywał by się w widok za oknem i tak rozmyślał gdyby nie to, że do salonu
ktoś przyszedł.
- Felicjano~
! Wyjdźmy gdzieś razem~. - powiedział nowoprzybyły.
Brązowowłosy
odwrócił się i spojrzał na przybysza. Można by powiedzieć, że wyglądali niemal
identycznie. Vargas uśmiechnął się
szeroko do starszego brata.
-
Tak jest Lovino~! - Odpowiedział równie entuzjastycznie, a może
nawet i z jeszcze większym zapałem.
Uwielbiał
przebywać ze swoim bratem. Cieszył się z ich wspólnych wyjść. W przeszłości nie
dane im było przebywać razem i panowały między nimi dość chłodne stosunki… Ale
o tym ciii. Prawdę mówiąc to wszyscy myśleli, że Felicjano stracił pamięć. I
tak też na początku było. Kiedy się odrodził zupełnie nic nie pamiętał. Ale z
czasem wszystko sobie przypomniał, kawałek po kawałku. Mimo to dalej wolał
udawać, że niczego nie pamięta. Tak było dla niektórych lepiej. Niech więc żyją
z przekonaniem o jego utracie pamięci i niczym się nie martwią. Wtedy wszyscy
będą szczęśliwi. Gdy tylko opuścili dom Lovino zaczął nadawać jak najęty,
zachwycając się wszystkim dookoła. Szeroki uśmiech nie znikał z twarzy Felicjano
przez co wydawałby się mogło, że ma zamknięte oczy. W ogóle nie było widać jego
złotych tęczówek. Jego brat nie raz zastanawiał się jakim cudem jest w stanie
cokolwiek zobaczyć ale nigdy o to nie pytał. Za to Felicjano podobało się to
jak brat dużo z nim rozmawia. Zachowywał się zupełnie inaczej niż kiedyś. Może
to dlatego, że już po wojnach? Że zapanował spokój? Może w końcu postanowił się
zmienić… Tak wiele pytań oraz przemyśleń i ani jednej odpowiedzi. Ale nie
przeszkadzało to Felicjano. Wiedział jednak, że wszystkie wydarzenia z
przeszłości jakoś zmieniły i jego. Wiedział, że sam się zmienił. Po prostu to
czuł. Jedyne czego nie był pewny to to czy zmienił się na lepsze, czy na
gorsze. I to zasiało w jego sercu niepokój. Spacerował z Lovino po całym
mieście gdzie zaglądali do najprzeróżniejszych sklepów ze słodyczami. No i
oczywiście kupili składniki na dzisiejszy obiad, Felicjano doznał olśnienia i
miał ochotę na wielkie, kreatywne gotowanie. Jedynym problemem było to, że na
pewno nie dadzą tego wszystkiego zjeść sami… Los jednak się do nich uśmiechnął.
W drodze powrotnej do domu Felicjano wypatrzył z daleka blond czuprynę, którą
znał aż za dobrze. Z szerokim uśmiechem i rozłożonymi do uścisku ramionami
ruszył biegiem w stronę wysokiego blondyna o dobrze zbudowanej sylwetce.
- Luuuuudwiiiig~!
Ciao~! - zaczął wołać uroczo już w połowie drogi.
Mężczyzna
zdążył się odwrócić w sam raz by złapać Felicjano w objęcia. Kiedy tylko poczuł
jak chłopak się do niego przytula zarumienił się lekko, ale naprawdę
minimalnie. Niby znali się już długo i chłopak rzucał się tak na niego za
każdym razem gdy tylko się spotykali ale blondyn nadal nie mógł się do tego
przyzwyczaić. Jego zdaniem Felicjano był po prostu za bardzo uroczy, nie sposób
było mu się oprzeć. Zawsze widział go jako niewinnego aniołka… I chwilami
nienawidził siebie za to jakie miewa o nim sny czy fantazje. Nic jednak nie był
w stanie na to poradzić, zwyczajnie się do niego przywiązał. I zakochał. Tak,
wielkie Niemcy się zakochał. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nikomu się do
tego nie przyznał… Chociaż wszyscy już o tym wiedzieli. Skąd? Po prostu,
domyślili się. No bo kto normalny mówi w kółko o jednej osobie, myśli o niej na
głos, odpływa gdzieś myślami i ciągle się o nią wypytuje? Tylko osoba
zakochana. Jak się okazało z blondynem był jeszcze jego starszy brat, Gilbert.
W końcu dotarł do nich również Lovino niosący zakupy. Na tę chwilę robił za
tragarza. Z tego spotkania wywiązała się dość długa pogawędka, która zakończyła
się tym iż bracia zaprosili Ludwiga i Gilberta na obiad. Powiedzieli też, że
mogą zadzwonić po jeszcze kilka osób. Po powrocie do domu Felicjano od razu
wziął się do roboty i zaczął gotować obiad. Jak się można domyślić było dużo
makaronu, sera, pasty i… Zrobił nawet wursty za którymi nie przepada. Dlaczego?
Ponieważ Ludwig je uwielbia. A on przecież lubi blondyna. Kocha.
Pokręcił głową i wziął się za dalszą robotę. Chwilami miał przy tym wiele
zabawy, w pewnym momencie zrobił z Lovino walkę na mąkę, skończyło się na tym,
że musieli posprzątać całą kuchnię. Ale przynajmniej te przepyszne potrawy
wykonane przez Felicjano nie ucierpiały! Po tym nie musieli długo czekać,
zdążyli nakryć do stołu i niemal od razu po tym usłyszeli dzwonek do drzwi.
Oczywiście otworzył je Felicjano. Jak zwykle na dzień dobry wszyscy dostali
cukrzycy. Ludwik nikogo więcej nie zapraszał ale Gilbert owszem. Poza nimi byli
jeszcze Honda, Arthur, Alfred i Antonio. Należy wspomnieć, że ten ostatni
przemycił do ich domu alkohol co na pewno dobrze się nie skończy. Początek – na
luzie. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i żartowali. Jedynie Felicjano siedział
przy Ludwigu i długo sobie razem tak rozmawiali o wszystkim i o niczym(blondyn
oczywiście pochłaniał dyskretnie jednego wursta za drugim). Przy każdej
wypowiedzi Felicjano na samym końcu dodawał to urocze „Veee~” za, które wszyscy
wręcz go uwielbiali. No bo czy na tym świecie może być jakiś większy słodziak?
Nie licząc Lovino oczywiście ale na niego szczególną uwagę zwracała tylko jedna
osoba w tym pomieszczeniu(czyt. Antonio XD). Na domiar złego Alfred wpadł na
jakże „zajebisty” pomysł i dolał do picia Felicjano alkoholu jaki przyniósł
Hiszpania. Dolewał mu tak często, że biedny Vargas w końcu się upił, z resztą
jak wszyscy pozostali. Jedynie Ludwig nadal pozostał w miarę trzeźwy. Dzięki
temu był świadkiem… Ciekawych rzeczy. Antonio znikną gdzieś razem z Lovino, a
Gilbert wygłupiał się razem z Alfredem i Arthurem. Nie wiadomo kiedy, niczym
Filip z Konopi, zjawił się Francis. Nie trzeba chyba mówić, ze jego nikt nie
zapraszał? Zawsze sam się wpraszał. Sam nawet zaczął pić i schlał się jak… Aż
brak słów. Nikomu nie wadził do czasu aż Felicjano zapragnął potańczyć sobie na
stole. I to nie były jakieś tam tańce. Skąd on do cholery się nauczył tych erotycznych
ruchów?! Już nawet nie wyglądał tak głupkowato jak zazwyczaj. Chyba po raz
pierwszy nie uśmiechał się aż tak szeroko dzięki czemu Niemiec mógł podziwiać
jego cudne złote patrzałki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak cholernie go ciągnęło do Włoch. Teraz na spokojnie
mógł się zarumienić, nikt nie zwróciłby na to uwagi, a nawet jeśli to mógłby
zwalić winę na alkohol. Znokautował Francję, który zaczął się dobierać do
Felicjano po czym starał się zdjąć złotookiego ze stołu. Skończyło się to tak,
że chłopak usiadł sobie na kolanach Ludwiga okrakiem i przodem do niego. No i
oczywiście nie obyło się bez przytulania. Skutkiem ubocznym były jeszcze
większe rumieńce na twarzy niebieskookiego. Nim się zorientował został nagle…
Pocałowany. Co prawda był to niewinny całus w wykonaniu uroczego, nieświadomego
Felicjano ale i tak robił swoje. Tym razem skutek był dużo poważniejszy.
Spodnie Ludwiga zrobiły się nagle kurewsko ciasne. Tak jest proszę państwa,
duma Niemiec stanęła na baczność niczym salutujący za czasów Adolfa Hitlera!
Felicjano zachichotał.
- Veee… Ludwig, stanął ci, veee~? -
zapytał uroczo, po pijaku, złotooki.
Mężczyzna teraz spokojnie mógłby uchodzić za dojrzałego
pomidora. Tak oto obiad w domu braci dobiegł końca. Ludwig zaprowadził Felicjano
do jego pokoju, położył spać i zgarnął resztę towarzystwa. Kij z tym, że musiał
każdego odprowadzać do domu. Jedyne co nie dawało mu spokoju to to, że nie mógł
znaleźć Hiszpanii. A co było najlepsze w tym wszystkim? Felicjano wcale nie był
pijany. Może troszkę ale doskonale wiedział co robi. I nie żałował. Niemcy
naprawdę wyglądał uroczo gdy się rumienił. I kiedy sprał „braciszka” Francję za
to, że się do niego dobierał. Tak, Vargas zdecydowanie się zmienił. Teraz
przynajmniej wiedział co się w nim zmieniło. Był bardziej… Świadomy. Nie to co
kiedyś. W tamtych czasach lubił i kochał wszystko i wszystkich. Nadal tak jest.
Ale teraz potrafi też kochać jak kochanek, czego wcześniej nie rozumiał. Nie
był już tak bezmyślny. Knuł intrygi i wcielał swoje niecne plany w życie. Nie
były one co prawda niebezpieczne ani nie miały na celu skrzywdzenia kogoś no
ale… Jednak powstały. I to on je wymyślił. Było to kolejną rzeczą o której nikt
poza nim nie wiedział. W końcu dla wszystkich zawsze będzie kochanym, niewinnym
aniołkiem. Ale czy znajdzie się ktoś kto pod tą lśniącą aureolką znajdzie parę
malutkich, ledwo widocznych Różek? Szanse były nikłe. Westchnął cicho i
uśmiechnął się sam do siebie. Był to przebiegły uśmieszek. Powoli zamknął oczy
i odpłynął do krainy snów. Nie musiał się nawet zastanawiać, doskonale wiedział
co mu się przyśni.
~*~
Siedział w kaplicy i wpatrywał się
w witraż. To było jedyne miejsce gdzie siły wroga jeszcze nie dotarły. Gdzie
był bezpieczny. Właśnie. Jeszcze.
Słyszał w oddali strzały i wybuchy. Krzyki. Płacz. Tak… Wojna jest naprawdę
okropna. Serce pękało mu kawałek po kawałku. Tyle smutku i cierpienia… Czuł to.
Czuł to wszystko. I wiedział, że będzie następny. Ale prawdę mówiąc nie
martwiło go to. Nie bał się. No, może troszkę. Ale… Był szczęśliwy. Wiedział,
że jego brat jest bezpieczny. I że Niemcom też nic nie grozi. Obaj są na polu
walki ale są silni. Nic nie może się z nimi równać. Zamknął na chwilę oczy po
czym znów je otworzył i spojrzał na witraż. Po raz pierwszy w całym swoim życiu
uśmiechał się smutno. Delikatnie. Słyszał nieprzyjaciela. Był już na terenie
kościoła.
- Proszę… Pozwól mi jeszcze
kiedyś znów ich zobaczyć. Bez żadnych wojen. W panującym na świecie
pokoju. - powiedział spokojnie.
Sam nie wiedział do kogo kierował
te słowa. Nie wiedział czy Bóg czy ktokolwiek tego rodzaju istniał. Ale
wypowiedział swoją prośbę. Swoje ostatnie życzenie. Słyszał jak wielkie
dwuskrzydłowe drzwi zostały wysadzone. Zaczęli wbiegać do środka. Powoli się
odwrócił i znów się uśmiechnął. Ten smutny uśmiech… Naprawdę do niego nie
pasował.
- Viva li Sacro Romano
Impero.* - powiedział cicho ale jego szept i tak
poniósł się głośnym echem po kościele.
Później słychać już było tylko
odgłosy wystrzałów. Zabawne. Było to tak bardzo zabawne, że aż smutne. Dziesięć
minut. Tylko tyle zabrakło. Po dziesięciu minutach do kaplicy przedarli się
Niemcy i Włochy Południowe. Dziesięć minut i wszyscy przeciwnicy zostali
zabici. Dziesięciu minut zabrakło by ocalić Felicjo. I mimo śmierci. Mimo, że już
go wtedy z nimi nie było… To i tak słyszał ich przeszywające krzyki. I jak
wydzierającym się z ich gardeł szlochem wykrzykują jego imię. Jedynie dziesięć
minut, a zmieniło całe ich życie.
~*~
Powoli
otworzył oczy. Promienie porannego słońca przedzierały się przez zasłony i
padały na jego twarz. A może dochodziło już południe? Nie miał pojęcia. W
każdym razie… Znów mu się to śniło. Westchnął cicho, właśnie dlatego wolał
udawać, że nie pamięta. Nie chciał przypominać o tym pozostałym. Wolał, żeby
zapomnieli. Pokręcił głową, sam też powinien w końcu o tym zapomnieć. To już
przeszłość. Uśmiechnął się lekko. Najwyższy czas by wcielił swoje plany w
życie. Kiedy opuścił pokój nie wiedział czemu ale Lovino wydawał mu się jaki…
Spięty. Jakby coś go wkurwiło i zawstydziło jednocześnie. W każdym razie:
wyszedł z domu i powiedział, że wróci dopiero za kilka godzin. To była dla
Felicjano idealna szansa. Bez wahania wybrał numer do Niemiec i zaprosił go na
śniadanie. Na początku się opierał i nie był do tego przekonany ale ostatecznie
się poddał i powiedział, że niedługo będzie. Po zakończonej rozmowie Vargas
zachichotał. Czas wziąć się do roboty~. Szybko zrobił śniadanie, takie co na
pewno zasmakuje Ludwigowi, po czym zabawił się w przebieranki. Wyglądał
naprawdę uroczo i… Pociągająco w sukience. Przypominała nawet tą, którą nosił
jako dziecko. Tylko była cieńsza, bez rękawów i ramiączek, no i była dużo
krótsza. Sięgała do połowy ud. Dla efektu wsadził sobie we włosy ładny kwiatek
i było bosko. Kiedy podawał do stołu zaczął sobie nucić wesołą melodyjkę,
przerwał mu dzwonek do drzwi.
-
Już idę, veee~! - zawołał pogodnie i uroczo.
Podskakując
lekko z nogi na nogę dotarł do drzwi, znów uśmiechał się tak szeroko, że nie
dało się zobaczyć jego złotych oczu. Kiedy tylko otworzył drzwi blondyn o mało
co nie zakrztusił się powietrzem.
-
Ciao Ludwig~. Wchodź, wchodź~.
- powiedział wpuszczając go do
domu.
-
Felicjano…? Co żeś znowu wymyślił?
- zapytał.
Felicjano
uśmiechnął się niewinnie, znów wyglądał trochę głupkowato. Głupkowato ale i tak
nadal uroczo!
-
Vee hehehe… A bo z Lovino naszło nas na przebieranki… Ale niestety
musiał iść do sklepu. - skłamał gładko, bez żadnego zająknięcia.
Blondyn
już nic nie powiedział. Westchnął tylko bezgłośnie i… No, znów się zarumienił.
Ale Felicjano oczywiście to zauważył.
-
Veee~ Jesteś taki uroczy jak się rumienisz~ -
powiedział prosto z mostu.
Niebieskooki
oczywiście zarumienił się jeszcze bardziej na to stwierdzenie. W każdym razie
już dalej nic się nie działo… A raczej Vargas już nic w takim stylu nie mówił.
Za to jego „nieświadome” zachowanie było baaaardzo prowokujące. Na przykład
kiedy upadł mu widelec podczas sprzątania po śniadaniu. Oczywiście ukucnąć nie
mógł, musiał się pochylić, i to będąc tyłem do blondyna. Niemiec miał wtedy
iście zajebiste widoki. I znów zrobiło mu się ciasno. Nie tylko dlatego, że
zobaczył kawałek uroczego tyłeczka bruneta, nie. Dostrzegł, że miał na sobie
damskie stringi. Tego było już dla Ludwiga zdecydowanie za wiele. O wszystkim
przesądził jednak moment kiedy siedzieli na kanapie. Złotooki się do niego
przytulił i powiedział, że go lubi. Niebieskooki po prostu nie był już w stanie
się powstrzymać. Zanim dotarło do niego co robi i nim zdążył się powstrzymać…
Przywarł wargami do słodkich, naturalnie zaróżowionych ust Felicjano i zaczął
całować go namiętnie. Objął go silnymi ramionami tak, że chłopak nie był w
stanie mu się wyślizgnąć. Jedyne co był w stanie zrobić to oprzeć delikatne
dłonie na umięśnionych barkach mężczyzny. Temperatura w pomieszczeniu skoczyła
gwałtownie o kilkadziesiąt stopni do góry. Ich usta oderwały się od siebie
dopiero wtedy kiedy obaj nie mogli już złapać tchu. Teraz złotooki przekroczył
wszelkie granice słodkości. Rumieńce na twarzy, lekko uchylone ze „zdziwienia”
wargi, zawstydzony wzrok złotych tęczówek i ich wymieszana ślina ściekająca mu
strużką z kącika ust.
-
V-veee…? - wyjąkał ledwo łapiąc oddech.
Głos
też miał w tym momencie naprawdę rozkoszny. Ludwig dyszał ciężko, lekko
zaciskając zęby. Jego starania i samokontrola poszły się, ładnie mówiąc, jebać.
Błyskawicznie wziął bruneta na ręce i ruszył ku schodom prowadzącym na piętro
gdzie znajdowały się sypialnie braci. Wszedł do właściwej, nie raz siedział już
z Felicjano w jego pokoju. Ale po raz pierwszy przybył do niego z takimi
zamiarami. Złotooki wylądował na łóżku. Niemcy znów zaczął go całować, po
chwili jednak pocałunki zeszły na szyję, a sam Ludwig zaczął ściągać z chłopaka
sukienkę.
-
N-nie! Ludwig c-czekaj! - wyjąkał.
Po
raz pierwszy nie dodał do wypowiedzi swojego „ve”. Co nie zmieniało faktu, że
jego głosik był uroczy. Kilka razy starał się powstrzymać blondyna ale mu się
nie udało. No tak, nadal był słaby i kruchy w porównaniu z nim. Dlatego właśnie
Ludwig zawsze go bronił. I Lovino. I wszyscy inni jego przyjaciele. Ale teraz
nawet podobała mu się ta bezsilność. Dominacja Niemiec całkowicie mu pasowała.
Więcej nie było sensu nic mówić, blondyn i tak go nie słuchał. Wkrótce został
pozbawiony kuszącej sukienki, i jeszcze później stringów. Sam Ludwig był już
bez koszulki i spodni. Przekręcił złotookiego na brzuch, oczywiście delikatnie,
i tak samo docisnął go do łóżka by nie mógł wstać. Zupełnie niespodziewanie
ustawił go w pozycji lekko wypiętej i językiem zaczął penetrować jego wnętrze…
-
N-nieee! N-nie taaaam~! - jęknęły Włochy.
Już
teraz drżał na całym ciele. Zacisnął powieki i wgryzł się mocno w poduszkę
przez którą i tak było słychać usilnie tłumione jęki. Blondyn nawilżał go po
czym zaczął rozciągać palcami. Kiedy wszystko skończył znów przekręcił chłopaka
na plecy. Kolejnym krokiem ze strony Niemiec było przysłowiowe zrobienie loda.
Tym razem złotooki musiał zatykać usta obiema dłońmi bo poduszę miał teraz pod
głową. Odetchnąć mógł dopiero wtedy kiedy doszedł. Ale i tak nie na długo.
Ludwig wszedł w niego głęboko, od razu cały. Felicjano wygiął się gwałtownie w
łuk i złapał rękoma za prześcieradło przez co głośny, rozkoszny jęk wyrwał się
z jego gardła.
-
Nie więcej… Złamiesz mnie…
- znów jęknął.
Zawsze
chciał mieć blondyna głęboko w sobie… Ale nie spodziewał się, że będzie aż tak
głęboko. I tak duży. Spodziewał się czegoś podobnego ale to przerosło jego
wszelkie oczekiwania. Niemcy jakby w
ogóle nie reagował na jego słowa, przeciwnie, kontynuował z jeszcze większym
zaangażowaniem. W końcu oboje całkowicie stracili poczucie czasu, rżnęli się
jak króliki. Złote tęczówki zaszły mgiełką, już więcej nie było słychać jego
sprzeciwów, teraz cały pokój był wypełniony jego głośnymi, rozkosznymi jękami.
Kilka razy wymówił imię blondyna ale wszystko diametralnie się zmieniło kiedy
wypowiedział dwa słowa.
- Ti amo~**
Mogłoby
się wydawać, że niebieskooki już większy i twardszy nie może być… Cóż, Felicjano
się mylił. Wcześniej czuł się jak w raju, teraz – jak w siódmym niebie. Nie
wiadomo ilerazy jeszcze to zrobili, stracili rachubę, ale w końcu doszli
ostatni raz, w tym samym momencie. Niemcy oczywiście wewnątrz chłopaka. Po tym
położył się obok niego i nakrył ich prześcieradłem. Przez jakiś czas panowała
krępująca cisza, przynajmniej dla Ludwiga. Po zażartej walce z samym sobą w
końcu zebrał się na wyznanie.
-
Ich liebe dich.*** - mruknął uciekając wzrokiem w bok i lekko się
rumieniąc.
Felicjano
uśmiechnął się uroczo i mocno przytulił do blondyna. I po niezręcznej ciszy. Od
tej chwili Ludwig był dużo częstrzym gościem w domu braci niż wcześniej. A
nawet jeśli nie przychodził to albo Felicjano przychodził do niego albo razem
gdzieś wychodzili i zapominali o całym bożym świecie. Plany złotookiego w końcu
doszły do skutku. Ale oczywiście to nie jest ich koniec. Skoro byli w końcu
parą to miał ochotę się z jnim trochę podroczyć. Kiedy blondyna nie było w domu
do środka wpuścił go jego starszy brat, Gilbert i pozwolił poczekać brunetowi
na Ludwiga bo sam wychodził spotkać się z dziewczyną. To była wrecz idealna
okazja. Kiedy dylko jakże kochany przez wszystkich aniołek w końcu został sam
szybko się przebrał w przygotowane wcześniej ciuchy, które przyniósł w torbie
ze sobą. Zauważył, że Niemcy bardzo lubi te jego przebieraniki. Dlatego właśnie
postanowił się w tej sprawie bardziej „poświecać”. Czekał na blondyna w jego
pokoju, na łóżku. Jego mina gdy go zobaczył i spłonął rumieńcem była
iściebezcenna. Aż szkoda, że nikt nie zrobił mu zdjęcia albo, że nie było
nigdzie ukrytej kamery, która mogłaby nagrać jego reakcję. Włochy jedynie
uśmiechnął się uroczo i niewinnie. Przez ułamek sekuncy niebieskookiemu
wydawało się, że w oczach chłopaka minęła iskierka samozadowolenia ale było to
przecież niemożliwe. Nie w przypadku tego niewinnego aniołka.
-
Ciao, Ludwig~! - powiedział radośnie, niby niczego
nieświadomy.
Nie
trzeba chyba mówić jak to się skończyło prawda? Nie przespali prawie całej
nocy. A nasz jakże niewinny Felicjano zastanawiał się w co się przebrać
następnym razem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Włoski - niech żyje Święte Imperium Rzymskie
** Włoski - kocham cię(bardzo podobne do hiszpańskiego "Te amo" - to samo znaczenie)
*** Niemiecki - znaczenie jw XD
Planowałam dać najpierw rozdział ale zmieniłam zdanie, tak jakoś mnie na to naszło XDDD
Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu spełniłam oczekiwania XDD
A tu nasz mały Italy czekający na blondaska...
Nie dziwię się, ze Ludwig zareagował jak zareagował XDDDD
oww słodkie, urocze, kochane, cudowne~~ *-* Mówiłam ci już, że kocham to jak piszesz? :> Bardzo dziękuję za tego shota <3 Jesteś naprawdę kochana <3
OdpowiedzUsuń